Gdy znalazłyśmy się już w naszym miejscu zamieszkania podeszłyśmy do recepcji. Siedziała tam dziewczyna na oko 20 letnia, blondynka z dużymi zielonymi oczami.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-zapytała ze szczerym uśmiechem.
-Chciałybyśmy odebrać pokój. Był zarezerwowany dla nas.
-Na jakie nazwisko?
-Nie jestem pewna ale może być Reed albo Moore.
-Momencik już szukam-patrzyła chwilę na monitor i odezwała się-Rose Reed i Elizabeth Moore?
-Tak to my.
-Dobrze. Wasz pokój jest w lewym skrzydle a numer to 115. W prawym skrzydle są pokoje chłopców, na górze jest salon gdzie są różne rzeczy do nauki i odpoczynku. Na lewo od niego jest stołówka i kuchnia, na prawo jest siłownia a za akademikiem jest basen, różne boiska i kort do tenisa. Proszę to wasze klucze. Jakbyście jeszcze czegoś potrzebowały to przychodzcie a jak mnie nie będzie to pytajcie o Annę Pinnock.
-Dziękujemy pani Pinnock.
-Och mówcie mi Anno.
-Okej. To dzięki. My już pójdziemy do pokoju.
-Okej narka.
Wzięłyśmy walizki i poszłyśmy do pokoju. Chwilę szłyśmy długim i szerokim korytarzem. Po drodze mijałyśmy kilka osób. Gdy w końcu weszłyśmy do pokoju stanęłyśmy jak wryte. Pokój był O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla dwóch osób. Były dwa dwuosobowe łóżka, dwie ogromne szafy, wielka łazienka, dwa biurka z laptopami i ogólnie było wszystko. DOSŁOWNIE! Był nawet gigantyczny telewizor plazmowy i wielkie radio. A pokój był podzielony ścianą na trzy mniejsze pokoiki tak że każda miała trochę więcej prywatności a wiem że Elizabeth się to przyda jak zacznie podrywać chłopaków i zapraszać ich do siebie "na noc". Ale wszyscy wiemy że wyjdzie na to że wylądują razem w łóżku. Więc jestem zadowolona z tego.
-Nie pomyliłyśmy pokoi? To nie może być nasz.
-Nie no... To nasz... Numer 115 zgadza się.
-Dobra. Chodź rozpakujemy się i muszę jeszcze zadzwonić do rodziców-powiedziałam jak mi się przypomniało.
Poszłyśmy do swoich części pokoju, położyłyśmy walizki na łóżkach i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Po jakiejś pół godziny skończyłyśmy i włożyłyśmy walizki na szaf. Usiadłam na łóżku a Eli włożyła słuchawki i odpłynęła. Zadzwoniłam do rodziców i gadaliśmy chwilę. Jak skończyłam odłożyłam telefon i położyłam się na miękkim łóżku. Oczy zrobiły mi się ciężkie i prawie bym zasnęła gdyby nie to że ktoś pukał. Wstałam z łóżka i walnęłam Elizabeth poduszką w głowę żeby zdjęła słuchawki. Podeszłam do drzwi które po chwili stanęły otworem. Przede mną stała wysoka szatynka z brązowym oczami.
-Cześć. Mogę wejść?
-Hej. Tak no jasne wejdź.
-Mam na imię Liv. Jestem z komitetu powitalnego nowych studentów. Ty jesteś Rose o ile się nie mylę, tak?
-Tak to ja. A to moja przyjaciółka Eli.
-Eli? To jest zdrobnienie od jakiegoś imienia?
-Moje pełne imię to Elizabeth ale moim zdaniem jest trochę za długie.
-Ja zmieniłam imię na Liv bo naprawdę mam na imię Liwia ale dla brytyjczyków to trudne do wymówienia. Skąd jesteście?
-Mieszkamy w Dublinie. Obok siebie a ty?
-Ja przyjechałam z Polski. Konkretnie z Warszawy.
-Na prawdę?
-Tak. To dziwne-zapytała zmieszana.
-Nie, nie o to mi chodzi. Tylko ja też jestem z Polski z Warszawy. Jak miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do Dublina.
-O to świetnie. Odkąd tu jestem nigdy nie spotkałam Polki ani Polaka.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od około dwóch tygodni. Jestem na pierwszym roku tak jak wy.
-I już wzięli cie do komitetu powitalnego?
-Tak bo uznali że szybko się zapoznaje z ludźmi bo znam już połowę osób z naszego akademika bo połowy jeszcze nie ma. Według nich jestem też miła czy coś.
-Wow no to nieźle.
-No i znam też kilka osób spoza szkoły bo już trochę chodziłam po Londynie. A jak wam się podoba akademik? Bo chyba jeszcze nie zdążyłyście pochodzić po mieście, prawda?
-Racja. Co do akademika to jest świetny. Pokój jest O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla naszej dwójki to jest wspaniałe.
-No właśnie to jest nieziemskie. Ugh muszę już iść witać resztę ale jakby co to zapraszam do siebie pokój numer 125.
-Okej dzięki za zaproszenie.
-Dobra lecę papa.
-Pa Li
Dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi a my usiadłyśmy na kanapie w saloniku.
-Rose co ty na to żeby pozwiedzać trochę miasto?
-Ja jestem za. To chodź idziemy.
Wstałam i poszłam do siebie. Tam wzięłam z szafy torebkę i włożyłam do niej telefon, portfel, chusteczki i pomadkę. No i oczywiście ukochany aparat bo uwielbiam robić zdjęcia ale nie aż tak jak tańczyć. Jak już byłam gotowa poszłam po Eli która właśnie wychodziła.
czwartek, 30 stycznia 2014
This Is Us czyli To My rozdział 2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz