czwartek, 30 stycznia 2014

This Is Us czyli To My rozdział 2

Gdy znalazłyśmy się już w naszym miejscu zamieszkania podeszłyśmy do recepcji. Siedziała tam dziewczyna na oko 20 letnia, blondynka z dużymi zielonymi oczami.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-zapytała ze szczerym uśmiechem.
-Chciałybyśmy odebrać pokój. Był zarezerwowany dla nas.
-Na jakie nazwisko?
-Nie jestem pewna ale może być Reed albo Moore.
-Momencik już szukam-patrzyła chwilę na monitor i odezwała się-Rose Reed i Elizabeth Moore?
-Tak to my.
-Dobrze. Wasz pokój jest w lewym skrzydle a numer to 115. W prawym skrzydle są pokoje chłopców, na górze jest salon gdzie są różne rzeczy do nauki i odpoczynku. Na lewo od niego jest stołówka i kuchnia, na prawo jest siłownia a za akademikiem jest basen, różne boiska i kort do tenisa. Proszę to wasze klucze. Jakbyście jeszcze czegoś potrzebowały to przychodzcie a jak mnie nie będzie to pytajcie o Annę Pinnock.
-Dziękujemy pani Pinnock.
-Och mówcie mi Anno.
-Okej. To dzięki. My już pójdziemy do pokoju.
-Okej narka.
Wzięłyśmy walizki i poszłyśmy do pokoju. Chwilę szłyśmy długim i szerokim korytarzem. Po drodze mijałyśmy kilka osób. Gdy w końcu weszłyśmy do pokoju stanęłyśmy jak wryte. Pokój był O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla dwóch osób. Były dwa dwuosobowe łóżka, dwie ogromne szafy, wielka łazienka, dwa biurka z laptopami i ogólnie było wszystko. DOSŁOWNIE! Był nawet gigantyczny telewizor plazmowy i wielkie radio. A pokój był podzielony ścianą na trzy mniejsze pokoiki tak że każda miała trochę więcej prywatności a wiem że Elizabeth się to przyda jak zacznie podrywać chłopaków i zapraszać ich do siebie "na noc". Ale wszyscy wiemy że wyjdzie na to że wylądują razem w łóżku. Więc jestem zadowolona z tego.
-Nie pomyliłyśmy pokoi? To nie może być nasz.
-Nie no... To nasz... Numer 115 zgadza się.
-Dobra. Chodź rozpakujemy się i muszę jeszcze zadzwonić do rodziców-powiedziałam jak mi się przypomniało.
Poszłyśmy do swoich części pokoju, położyłyśmy walizki na łóżkach i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Po jakiejś pół godziny skończyłyśmy i włożyłyśmy walizki na szaf. Usiadłam na łóżku a Eli włożyła słuchawki i odpłynęła. Zadzwoniłam do rodziców i gadaliśmy chwilę. Jak skończyłam odłożyłam telefon i położyłam się na miękkim łóżku. Oczy zrobiły mi się ciężkie i prawie bym zasnęła gdyby nie to że ktoś pukał. Wstałam z łóżka i walnęłam Elizabeth poduszką w głowę żeby zdjęła słuchawki. Podeszłam do drzwi które po chwili stanęły otworem. Przede mną stała wysoka szatynka z brązowym oczami.
-Cześć. Mogę wejść?
-Hej. Tak no jasne wejdź.
-Mam na imię Liv. Jestem z komitetu powitalnego nowych studentów. Ty jesteś Rose o ile się nie mylę, tak?
-Tak to ja. A to moja przyjaciółka Eli.
-Eli? To jest zdrobnienie od jakiegoś imienia?
-Moje pełne imię to Elizabeth ale moim zdaniem jest trochę za długie.
-Ja zmieniłam imię na Liv bo naprawdę mam na imię Liwia ale dla brytyjczyków to trudne do wymówienia. Skąd jesteście?
-Mieszkamy w Dublinie. Obok siebie a ty?
-Ja przyjechałam z Polski. Konkretnie z Warszawy.
-Na prawdę?
-Tak. To dziwne-zapytała zmieszana.
-Nie, nie o to mi chodzi. Tylko ja też jestem z Polski z Warszawy. Jak miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do Dublina.
-O to świetnie. Odkąd tu jestem nigdy nie spotkałam Polki ani Polaka.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od około dwóch tygodni. Jestem na pierwszym roku tak jak wy.
-I już wzięli cie do komitetu powitalnego?
-Tak bo uznali że szybko się zapoznaje z ludźmi bo znam już połowę osób z naszego akademika bo połowy jeszcze nie ma. Według nich jestem też miła czy coś.
-Wow no to nieźle.
-No i znam też kilka osób spoza szkoły bo już trochę chodziłam po Londynie. A jak wam się podoba akademik? Bo chyba jeszcze nie zdążyłyście pochodzić po mieście, prawda?
-Racja. Co do akademika to jest świetny. Pokój jest O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla naszej dwójki to jest wspaniałe.
-No właśnie to jest nieziemskie. Ugh muszę już iść witać resztę ale jakby co to zapraszam do siebie pokój numer 125.
-Okej dzięki za zaproszenie.
-Dobra lecę papa.
-Pa Li
Dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi a my usiadłyśmy na kanapie w saloniku.
-Rose co ty na to żeby pozwiedzać trochę miasto?
-Ja jestem za. To chodź idziemy.
Wstałam i poszłam do siebie. Tam wzięłam z szafy torebkę i włożyłam do niej telefon, portfel, chusteczki i pomadkę. No i oczywiście ukochany aparat bo uwielbiam robić zdjęcia ale nie aż tak jak tańczyć. Jak już byłam gotowa poszłam po Eli która właśnie wychodziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz