wtorek, 7 stycznia 2014

Imagin 1. Niall, cz.2

Nagle mnie olśniło. Jak ja nie mogłam sobie go przypomnieć. Nagle wystrzeliłam z objęć chłopaka prosto na poduchę. Dopiero potem poczułam wstyd i także smutek (który odczuwałam z mojej głupoty. Mogłabym pomyśleć trochę później… i przy okazji poczuć smak jego ust).
Przed chwilą miał mnie pocałować NIALL HORAN?!
Siedzieliśmy całe pięć minut w ciszy. Nie myślałam, że tak długo wytrzymam. Sekundy wydłużały się niemiłosiernie, a każde z nas czekało, aż pierwszy się odezwie. Patrzył na mnie z zawodem, ale jednak czułam, że w tych oczach, choć lekko, to tli się jeszcze nadzieja, że może pozwolę mu się uwieść.
- Moja kuzynka…                                                          
- Co?- popatrzył na mnie nagle, nie wiedząc, o co mi chodzi. Wtedy w jego oczach rozpętała się „burza” uczuć, z których chyba dominowała ciekawość i dezorientacja.
- Moja kuzynka bardzo cię lubi.
- No to klapa. Właśnie przed chwilą ze zwyczajnego chłopaka stałem się dla ciebie „tym” Niallem Horanem z „tego” zespołu- powiedział, robiąc cudzysłów rękami. Nie zdziwię się, jak za chwilę będziesz piszczeć…- zrezygnowany, zaczął się ubierać. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po krótkim namyśle, szepnęłam.
- Ja myślę wręcz przeciwnie. Dla mnie jesteś Niallem, niezdarnym chłopakiem przed chwilą poznanym dzięki czekoladzie, który..- tu się zaśmiałam.- niezbyt potrafi pocieszać i raczej kiepsko podrywa, sądząc  po tych ostatnich piętnastu minutach. Po prostu nie pokazałeś mi swoich mocniejszych stron, a sądzę, że jedną z nich jest głos. Mógłbyś…
- Tak?- odpowiedział, słodko przekręcając głowę to w prawo, to w lewo.
- Mógłbyś… coś zanucić… albo zaśpiewać?
- Dobrze. Zaczekaj chwilę, a  ja coś wymyślę… Masz jakąś kartkę?
- Tak, mam- i podając mu zeszyt do znienawidzonej chemii i różowy długopis, powiedziałam- trzymaj.
- Dzięki- i zaczął pisać. Robił to tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy powstała piosenka.
- Jest dedykowana dla ciebie- posłał mi oczko i wtedy zaczął śpiewać.

Kiedy skończył, nie wiedziałam, czy tak czasem nie znalazłam się w niebie. Jego dźwięczny, melodyjny głos nadal brzmiał w moich uszach, a myślami nadal byłam w słowach piosenki. Nie powstrzymałam się od jednej czy dwóch kropli łez, które bezustannie kręciły mi się w oku. Jego niebiański głos…
- (t.i.)… Wszystko dobrze?
- I to jak- powiedziałam, a kolejna słona łza spadła na białą pościel.- Mogłeś od razu śpiewać. Od początku naszego spotkania. Ale teraz zadam ci takie pytanie- czy ty zawsze zamykasz oczy przy śpiewaniu?
- Jak robię to dla kogoś wyjątkowego, to tak. A tak wychodząc z tematu, to fajna bluza. Szkoda, że tylko poplamiona...
- Dzięki. Nic nie szkodzi, wypierze się- spojrzałam na drzwi, a Niall aż podskoczył z przerażenia.
Do pokoju szpitalnego wpadła moja mama. Tata dowlókł się po chwili do nas, cały zdyszany i zziajany, jakby nie jechał z mamą, tylko biegł za jej samochodem.
- Co ty żeś jej zrobił niedorobiony palancie!- moja mama chyba zauważyła, że to go zabolało, dlatego jeszcze bardziej zaczęła rzucać w niego tak urażającymi słowami.- Głupi, niedorozwinięty smarkacz zrobił coś tak strasznego naszej (t.i.), i jeszcze ma bezczelność tutaj siedzieć i gapić się na nią jak na jakiegoś downa!
Spojrzałam na chłopaka z czułością i bezsilnością. Pokazywałam mu, by zszedł jej z drogi, ale on tego nie zauważał.  Jeżeli się postawię mamie, to będziemy mieli obydwoje kłopoty, a tak to tylko na niego nakrzyczy i się uspokoi.

- (t.i.), przepraszam cię jeszcze raz i mam nadzieję, że wyzdrowiejesz- mówił, szybko bazgroląc coś jeszcze w moim zeszycie.- Proszę.
Dał mi zeszyt, mile pożegnał się z moimi rodzicami (co przy mojej matce nie było zbyt łatwe) i wybiegł ze salki.
Po piętnastu minutach rodzice wypisywali mnie ze szpitala, wypełniali jakieś papiery i szukali kluczyków do samochodu. W drodze do domu, rodzice (jeżeli można to tak nazwać, bo mama cały czas przerywała tacie) wypytywali się mnie, co się w ogóle stało. Nie odezwałam się ani razu, od czasu wyjścia Horana. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Potem w domu, poszłam do swojego pokoju i nie wychodziłam z niego. O późnej godzinie przypomniało mi się, że w zeszycie miałam tekst piosenki.
Pod nią znajdowało się coś jeszcze. Rząd cyferek numeru komórkowego, a pod nią notka
Dzwoń, kiedy chcesz.
Xx Nialler Xx
Nagle najważniejszą rzeczą było znaleźć mój telefon. Grzebałam we wszystkich półkach, wyrzucając z nich każde „coś”, co nie było czarnym Samsungiem z pękniętym ekranem. Przeszukałam już wszystkie półki, półeczki i każdy zakamarek mojego małego, zabałaganionego pokoju.
Nagle mnie olśniło.
Kurtka!
Zbiegłam na dół i przeszukując kieszenie, znalazłam moją zgubę.
Biegłam czym prędzej do pokoju, a zamykając się na klucz wpisałam na klawiaturze numer z zeszytu. Odebrał mi męski głos.
- Tak słucham.
- Dobry wieczór, tu (t.i.) (t.n.). Czy dodzwoniłam się do Nialla? Nialla Horana?
- Tak, ale tu przy telefonie kolega, Zayn.
- A mogę z nim porozmawiać ?
- Nie ma go w domu. Powiedział, że idzie. Gdzie? Tego już nie wiem.
- Dzięki Zayn. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało.
- Gdy Niall będzie w domu, to proszę powiedz mu, że (t.i.) go potrzebuje i że ma do mnie zadzwonić. Ok.?
- Coś jeszcze?
- Tak. Podaj mi wasz adres.
Chłopak, najpierw zmieszany, pytał się po co- chciałam ich odwiedzić. Napisałam na karteczce nazwę ulicy i dom. Zayn podpowiedział nam jeszcze, że jeżeli mam ochotę wpaść do wariatkowa, to serdecznie zapraszają. Nigdy jeszcze nie czułam czegoś takiego.
Poczucie tego, że jest się przez kogoś lubianym.
Czując się szczęśliwa, zasnęłam na moim dwuosobowym łóżku, na którym rozpościerało się setki poduszek- każda w innym kolorze.
*Rano*
Szybko się ubrałam, jeszcze raz spojrzałam do zeszytu, i zadzwoniłam ponownie na numer Horana. Do moich uszu doszedł piskliwy, nabijający się głos chłopaka „Przepraszamy, użytkownik tego numeru aktualnie rozmawia. Proszę zadzwonić później”- szkoda, myślałam, że porozmawiamy.
Włączyłam laptopa (którego kupiłam za ciężko zarabiane pieniądze podczas wakacji), i napisałam w wyszukiwarce "Niall Horan". Cóż, wyskoczyło mi tylko miliony zdjęć, jedno lepsze od drugiego, a artykułów było o nim wcale nie mniej. Irlandczyk, tak? I to lubiący Nan... coś?
Poczytałam jeszcze trochę i odłożyłam urządzenie na stoliczek. Wtedy do mojego pokoju weszła mama.
- (t.i.), jak tam…- powiedziała, trzymając w rękach tackę z owocami, które chyba były dla mnie. Nie zdążyła dokończyć. Jej twarz nabrała srogiego, gniewnego tonu i wydarła się na mnie ostrzej niż wczoraj na Niallera.- (t.i.)! Czemu masz tutaj tak brudno- moja pedantyczka*, mająca świra na punkcie sprzątania i w szczególności mycia okien, odezwała się załamanym głosem.- Nie wyjdziesz stąd, póki nie posprzątasz!
- Mamo! Nie jestem już małym dzieckiem! Zostaw mnie w spokoju!- wtedy wzięła klucz z mojej szafki, i przekręcając go w dziurce mówiła już spokojnym głosem, bym posprzątała, to wtedy mnie wypuści. Dobrze, że nie zabrała mi komórki!
*Godzinę później*
Na moim łóżku znajdowały się trzy spore stosy ubrań-  w pierwszym stosiku były ubrania, w których wiem, że będę chodzić i są modne, w drugim były rzeczy, które dla mnie były już za małe albo wychodzone.
A w trzecim stosiku były rzeczy, w których wiem, że nie będę chodzić, ale za żadne skarby ich nie oddam komuś lub wyrzucę. Z każdą koszulką, która była tam, wiązało się jakieś wspomnienie. O, w tej, zielonej, dostałam swoje pierwsze zwierzątko- rybkę, którą nazwałam Nemo, choć wcale nie wyglądała jak "rybny" bohater tego filmu. Zawsze kochałam kreskówki.
Zostawiłam jedną kupkę ubrań na łóżku, a resztę schowałam do szafki. Lubię chodzić na zakupy, ale nie mam za dużo odzienia. Po prostu nie lubię wydawać bez sensu pieniędzy. Mogę sobie za nie kupić coś przydatniejszego. Właśnie tak jestem wychowana. Przypominam sobie zawsze w sklepie słowa mamy, które mówi zawsze przed wyjazdem Tylko nie kupuj badziewi!
Nigdy nie mogłam się też sprzeciwiać, w szczególności tacie.Najgorzej było, kiedy wypił. Nie szło go powstrzymać... Na mojej skórze zawsze było pięć lub więcej siniaków.
Na szczęście teraz wiem, że nie mogę pyskować i narzucać się rodzicom, bo potem są same kłopoty. A poza tym to samemu umiem sobie sama poradzić.
Na szczęście wczoraj już nie miał siły, by do mnie zajść, tak więc miałam spokój.
- Mamo!- powiedziałam cicho.- Skończyłam!
Po chwili słyszałam, jak ktoś otwiera drzwi.
- No widzisz, jak chcesz, to umiesz- powiedziała moja rodzicielka, otwierając półkę.
- To mogę już iść?
- A gdzie idziesz?
Wtedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Hej (t.i.)!
- Cześć... Posłuchaj, mogę dzisiaj wpaść?
- No jasne! Czekaj na mnie przy London Eye... Bo nie masz tam daleko, nie?
- Tak z pięć minut drogi.
- Przychodzi do nas też dzisiaj Perrie i Ell. Robimy noc filmową. Czy... Uczynisz mi ten zaszczyt i przyjdziesz do mojego domu... Ba, przy London Eye wejdziesz do MOJEGO auta i zawiozę cię prosto do MOJEGO domu?
- Może być- wtedy matka spojrzała na mnie surowo, jednak nie zwracałam na to uwagi.- Do zobaczenia!
- Pa, pa!- i wtedy się rozłączył. Uśmiechnęłam się do mamy, i by wybrnąć z sytuacji, skłamałam i  powiedziałam, że to Cherr z mojej szkoły, a dwie wymienione w rozmowie to jej koleżanki. Pytała się mnie z niedowierzaniem, dlaczego miała taki dziwny głos. Skoro mam taką komórkę, to mogę się spodziewać, że każdy brzmi jakby miał ostre zapalenie krtani. 
Będąc na miejscu, przy ogromnym diabelskim młynie, czekałam na Horana. Nie szło go nie zauważyć, bo za jego autem ciągnął się sznur... fanek!
Wpadłam do jego auta, a ten zdyszany, spytał mnie, czy ja też tak czasem za nim nie biegłam. Mruknęłam cicho, że na pewno, ale on nie usłyszał tego przez trochę zbyt mocno włączone radio.
- Co? Nie słyszałem- i wtedy zbliżył się do moich ust.
- Jesteś głupkiem i początkowym podrywaczem- wydarłam się tak, by się odsunął.
- Pozwalasz sobie na zbyt wiele... Ile ty masz lat młoda damo, że tak bezczelnie śmiesz mówić?- powiedział, udając jakiegoś ważniaka z urzędu.
- Cherr, cicho bądź. Osiemnastka mi już biła.
- Jaka znowu Cherr?
- Długa historia.
Potem z niewiadomych powodów przez resztę drogi śmialiśmy się jak głupi. To było trochę dziwne, ale przed wejściem chłopak powiedział mi, że "chłopcy" to... Raczej tak- mają mocno rozwinięty symptom głupoty. Pomyślałam, że on zresztą też.
Wchodząc do ogromnej, nieźle wypasionej willi, oberwałam poduszką w twarz. I to dwukrotnie, dopóki ktoś nie powiedział palantowi, który na mnie siedział, że to nie Niall. Wtedy rzucił poduszkę w kąt i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego skupiony wzrok wypalał mi dziury w twarzy. 
- Cześć, Harry jestem- i potrząsł swoją burzą loków, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki.- A ty, ślicznotko?
- A ja Nadal-na-mnie-siedzisz.
- Oj. Przepraszam- i posłusznie ze mnie zszedł. Wtedy Niall mnie przedstawił jako "czekoladową dziewczynę".
- A, to TY? W światłach karetki pogotowia nie wyglądasz tak pięknie...
- No co ty nie powiesz...
Potem do salonu wszedł mulat. Nie... Czy tak?
- Ty jesteś... Zen?
- Czy to takie trudne?- powiedział sam do siebie, wyczekując odpowiedzi od nie wiadomo kogo- Nie. Jestem Zayn.
Potem zapoznali mnie z resztą zespołu, poczęstowali spaghetti i jakimś wytrawnym winem (choć prosiłam o wodę), pokazali mi swoje pokoje (pokój Louisa był najbardziej zabałaganiony, wiedziałam, że płynie w nim moja krew, a na drzwiach pokoju Niallera wisiała irlandzka flaga i  jakieś logo z czerwonym kogucikiem. Spytałam się go, o co w tym chodzi- jego odpowiedź brzmiała NANDOS!!!.)
Czułam się przy nich nareszcie normalna. Nie, jak w szkole, jak jakiś odludek, którego nikt nie lubi, nie kocha i w ogóle. Czekałam tylko na to, aż poznam dziewczyny Lou i Zayna, bo na razie w tym domu byłam jedyną osobą płci żeńskiej, chyba, że o czymś nie wiem...
Na moje szczęście (jak się potem okazało) obie dziewczyny były trochę starsze ode mnie, ale jednak przyjęły mnie do "babskiego" grona. Prawiłyśmy sobie komplementy na temat makijażu, bluzek, spodni, butów, torebek, a chłopcy patrzyli na nas, jak na jakieś ufo. Po chwili się gdzieś skryli. Było podejrzanie cicho... Ell wykorzystała moment, i zaczęła mnie wypytywać, czy między mną a Niallem istnieje "chemia". Perrie i ja spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem i wszystkie trzy wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Gdy się opanowałam, cicho jej powiedziałam, że poznaliśmy się przypadkowo dwa dni temu i że jestem dla niego tylko koleżanką. Nasze rozmowy ucichły, a w domu nastała dziwna, grobowa cisza...
Perrie pokazała palcem, byśmy były cicho, jak mysz pod miotłą, i powoli zaczęłyśmy się skradać do drzwi wychodzących na patio. Usłyszałyśmy rozmowy i dźwięk otwieranego napoju. Dziewczyna skoczyła do klamki i zamknęła ich na ogródku.
- Ej... Coś mi tu nie gra-  poniosłam się i szepnęłam cicho, i zaczęłam liczyć tych idiotów za szybą. Nie było to proste, bo latali tam i z powrotem jak kot z pęcherzem.
Jeden...
Drugi...
Trzeci...
Czwarty...
- Nie ma jednego! Aaaaa- ktoś mnie podniósł, a na moją reakcję cicho się zaśmiał.
- Teraz już nie jesteś taka odważna, co?- powiedział Li, nadal mocno mnie trzymając w swoich objęciach. - Mam zakładnika, i nie zawaham się tego użyć! Wypuść ich Ell, bo ciebie jeszcze spotka podobny los- krzyczałam z uśmiechem na twarzy, że ma tego nie robić, i że sobie poradzę. Na szczęście mnie posłuchała. Chłopcy bili w szybę, by im otworzyć, jednak my ich nie słuchaliśmy.
- Ej, a wy macie tak czasem na ogródku zraszacze? Proszę, tylko jeden raz. No, YOU ONLY LIFE ONCE , nie?- prosiła go Perrie, ciągnąc za jedną rękę, by poluzować choć trochę nacisk jego umięśnionych ramion na moim ciele.
- Wisisz mi przysługę. A co do ciebie (t.i.)...
- Co mam zrobić, byś mnie puścił?
- Mocno przytulić?
Wtedy przylepiłam się do niego i pocałowałam w policzek, a on całkowicie mnie puścił.
- Tego się nie spodziewałem, ale dzięki temu wam pomogę.
Ell i Pezz mi podziękowały, mocno ściskając, a Payne posłał naszym "jeńcom" chytry uśmieszek. Ci tylko jeszcze szybciej zaczęli biegać po podwórzu.

Liam włączył zraszacze i zaprosił nas do swojego pokoju z balkonem, z widokiem na taras.
- PROSZĘ, WYŁĄCZCIE TO!- krzyczał Harry, który był już tak mokry, że nawet jego loczki opadały na głowę bezwładnie, robiąc z niego mokrego pudla.
-Oj, dziewczyny, chociaż oni nas za to zabiją, to jest to warte zachodu- powiedział zadowolony Liam, przytulając do siebie Perrie.
- Payne! Wara od MOJEJ dziewczyny! Co ja gadam, NARZECZONEJ!
Popatrzyliśmy się jeszcze trochę na nich, i wpuściliśmy ich do domu, ze względu na to, że mogą się przeziębić z powodu grudniowej pogody. Jednak ci, rządni zemsty, wrzucili nas do basenu, co śmieszniejsze, do wniesienia Liama potrzeba było tak wielu rąk, że wpadli wszyscy. Kąpaliśmy się, dopóki nie zmarzliśmy. Potem, w mokrych ubraniach, udaliśmy się do domu. Niestety zapomniałam piżamy, którą miałam zabrać. Ze wstydem zabrałam Horana w jego mokrych spodniach na stronę.
- Jest taka sprawa...
- Tak?
- Bo ja... Nie mam przy sobie innych ubrań.
- Jasne.
- Jak ci się odwdzięczę?
- Buziaczkiem?
- Czy tu wszystko jest za całusy?
- Najwyraźniej- powiedział, uśmiechając się do mnie arogancko. Nie miałam wyjścia, i dałam mu buziaka w policzek. Nie czuję do niego aż tyle, by go całować prosto w usta!
Pobiegłam z nim na górę, a on zaczął szukać w swojej stercie ciuchów jakiejkolwiek czystej koszulki. Po przekopaniu połowy znalazł idealną, z napisem i jego spodnie z luźnym kroczem. Był tylko jeden mały problem... Dał mi też słodkie skarpetki.
- Niall, a masz jakieś... majtki, albo coś?- ten wybuchł śmiechem, rzucając jednocześnie we mnie bokserkami.
Zeszłam na dół w ciuchach chłopaka, a ten, czując chyba, że tego potrzebuję, przytulił mnie, a po moim ciele przeszedł miły dreszczyk.
- No to co, dla ogrzania się?- powiedział Zayn, wyciągając kilka butelek trunków różnych gatunków.
- No, do popcornu najlepsze!
Chłopcy, pomimo namów moich i dziewczyn, włączyli horrory. Harry zażartował sobie, że jak co, to mogą się do niego przytulić. Lou od razu z tego skorzystał. Oni są jak bracia.
Na początku oglądaliśmy Ring, a potem coś jeszcze, jednak już nie tak strasznego, bo wybierał Harry. On lubi takie klimaty- romanse, komedie, ale na nieszczęście płci pięknej, nie było tego rodzaju filmów na USB Zayna.
Po trzecim filmie, nieźle wstawiony Harry powiedział, że czas zagrać w butelkę na fanty w postaci ubrań.
- Lou, dokończ dzieła- loczek podał starszemu koledze z prawie wypitą whisky, a ten dokończył ją jednym duszkiem. W tym czasie ustawialiśmy się w kółku, siadając na białym dywanie. Liam, Pezz, Niall, Zayn, Ell, Harry, ja, a Tomlison dołączył po chwili.
- No, to ja zaczynam- i zakręcił butelką, w której zostały jeszcze ostatnie krople alkoholu.
Wypadło na Liama. Wszyscy na niego spojrzeli, a Lou, powiedział z powagą.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie zboku.
- Gdyby każdy z tego zespołu, byłby dziewczyną, to z którą byś się umówił?
- Z Harrym- a wypowiedziany przedtem chłopak uśmiechnął się triumfalnie.- Dobra, teraz ja.
Li zakręcił mocno butelką, i wypadło na Ell. Wybrała wyzwanie. Miała jak najmocniej walnąć swojego chłopaka "z liścia".
- Przepraszam kotku. Muszę- i PLASK!- Boli?
- Ucałuj, to nie będzie piekło- zrobiła, co chciał.
Po kilku kolejnych głupich pytaniach i dziwnych wyzwaniach wypadło na mnie. A Harry najwyraźniej miał już ułożone wyzwania, bo jego mina mówiła sama za siebie.
- Pytanie.
- Podoba ci się KTOŚ- tu popatrzył na Nialla- z tego grona?
- Tak.
- A kto?
- Jedno pytanie, sorry.
Zakręciłam. O nie...
- Wyzwanie, nie?
- Niech ci będzie.
- Pokaż, nic nie mówiąc, jak bardzo kochasz Perrie.

Mulat piętnaście minut robił wielkie serce rękami, co wyglądało tak dziwnie, że aż śmiesznie, a Pezz napawała się tym, mówiąc wszystkim, że jest kochany, słodki, przystojny i tak dalej...
Po setce pytań każdy z nas nie miał przynajmniej jednej części garderoby- ja nie miałam horanowych spodni, za to Hazza siedział już w samych bokserkach, pokazując dość sporą kolekcję tatuaży.
Ostanie wyzwanie należało do Nialla. Miał przebiec się w samych bokserkach dookoła domu... Ze mną na baranach!
Zrzucił z siebie niepotrzebne już teraz ubrania, ukazując swoje mięśnie, wziął mnie na siebie, i zaczął biec. Niestety, po naszej zabawie w ogródku trawa była mokra i wywaliliśmy się. Leżałam perfidnie na nim, a on się tym napawał, jak małe dziecko lizakiem. Nie czekałam chwili dłużej i z niego zeszłam. Dzięki temu ja też się wywaliłam. On cicho się zaśmiał, podniósł mnie i przytulił.
Nie wiedziałam, co do niego czuję. Bo raczej zakochaniem tego nazwać nie można.
- Dzięki- i przycisnęłam go do siebie, na co on do żartu jęknął.
***
Otworzyłam leniwie oczy...
Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie myślałam chwili dłużej, przytuliłam go, obejmując jego nagi tors zimnymi rękami i lekko pocałowałam go w policzek. Chciałam to powtórzyć, ale on się obrócił, i wycelowałam w usta. Cwaniak pogłębił nasz pocałunek. Coraz bardziej się rozpędzał.
- Niegrzeczna- powiedział pomiędzy naszymi namiętnościami, delikatnie biorąc mnie na siebie i przytulając się do mnie, spytał, czy go kocham.
- Ja... Nie umiem tego opisać.
- To pokaż- i pocałowałam go najlepiej, jak umiałam.
- Teraz jesteś moja. Tylko i wyłącznie moja.
- Nie- popatrzył na mnie z przerażeniem, a ja tylko cicho szepnęłam do ucha.- To ty jesteś mój...
***
I jak wam się podoba? Wiem, trochę zbyt fantastyczne i jest w nim zbyt wiele czułości, ale moje problemy powodują takie opowiadania... Napiszcie, proszę, jak Wam się podoba i czy mam dodać  trzecią część.
Laurel xoxo

1 komentarz:

  1. To jest cudne. Rozmarzyłam się jak czytałam ten imagin :D
    Masz talent dziewczyno.

    OdpowiedzUsuń