poniedziałek, 17 marca 2014

This Is Us czyli To My rozdział 3

Wychodząc z budynku oddałyśmy klucze dla Anny.
-Boże już nie mogę się doczekać aż poznamy tych przystojnych brytyjczyków-zaśmiała się Eli-Mam też nadzieję, że spotkamy chłopaków z One Direction. Wiesz jak ich kocham.
-No tak nie dajesz mi o tym zapomnieć. Zawsze o nich gadasz. Przez ciebie zaczęłam ich słuchać.
-No to właśnie dobrze. Stworzyłam im kolejną fankę.
Właśnie One Direction są jednym z powodów dla których Elizabeth chciała studiować właśnie w Londynie. Żeby spotkać swoich idoli, pójść na ich koncert, żeby poderwać jakiegoś przystojnego chłopaka i żeby żyli długo i szczęśliwie to były jej marzenia. Bla, bla, bla. Szczerze ja nigdy nie wierzyłam w to, że marzenia się spełnią. Jednak miałam nadzieję, że w nowym miejscu to się zmieni. Również miałam nadzieję, że spotkam tu miłość swojego życia i spełnię marzenia które do tej pory wydawały mi się nierealne.
-Rose?
-Tak?
-Gdzie idziemy najpierw-zapytała zatrzymując się na chodniku.
-Hmmm... Możemy iść pod Big Ben bo mamy nie daleko, a potem na London Eye, później gdzieś jeszcze a na koniec kawa zgadzasz się?
-Kochana. Ty zawsze byłaś dobra w planowaniu sobie czasu i rozrywek ale nie wiedziałam, że aż tak-spojrzałam na nią niepewnie bo nie wiedziałam czy się zgodziła czy nie-No jasne, że się zgadzam.
Ruszyłyśmy chodnikiem w stronę Big Ben'a. Przechodziłyśmy przez jakiś park.
-Eli! Zaczekaj!
-Co się stało?
-Nic ale ten park jest dość ładny i chce porobić zdjęcia. Będziesz moją modelką?
-No jasne. Przecież zawsze ci pomagam.
Eli przybierała różne pozy i w różnych miejscach. Zdjęcia z nią zawsze wychodziły mi ślicznie. Później ona wzięła aparat i robiła nam wspólne zdjęcie tak zwane 'zdjęcia z rączki' czy jakoś tak. Po około 20 minutach robienia sobie zdjęć i śmiania się ruszyłyśmy dalej. Gdy byłyśmy już na miejscu zaczęłam znowu robić zdjęcia. Chciałam mieć pamiątkę więc Elizabeth zrobiła mi kilka zdjęć typowo turystycznych. Szłyśmy już na London Eye gdy zobaczyłam grupkę ludzi. Złapałam przyjaciółkę za rękę i poszłyśmy tam. Okazało się, że ktoś tańczył. Był to chłopak około 20 lat, był wysoki i miał czarne włosy. Na chwilę przestał tańczyć i zwrócił się do swojej 'widowni'.
-Teraz mam propozycje. Może ktoś z państwa chciałby nam zaprezentować swoje umiejętności taneczne?
Długo się nie zastanawiałam i się zgłosiłam. Chłopak zapytał jak, mam na imię i ile mam lat. Oczywiście opowiedziałam. Zapytałam go czy ma może piosenkę Best Song Ever-One Direction?
-Jasne, że mam oni są świetni. Lubisz ich?
-Tak ale tylko trochę.
-Dobrze więc teraz zatańczył dla państwa Rose Reed! Wielkie brawa!!
Gdy piosenka się zaczęła ja już nie słyszałam braw bo zatopiłam się w tańcu. Każdy krok był częścią całości. Każdy ruch był przemyślany. To była moja ulubiona piosenka i sama wymyśliłam do niej układ. Znowu usłyszałam brawa i koniec piosenki. Przestałam tańczyć i uśmiechnęłam się szeroko. Mnóstwo ludzi podchodziło i wrzucało pieniądze do fuulcap'a.
-Wow. Rose to było niesamowite. Widzę, że twoją pasją jest taniec, zgadłem?
-Tak masz rację Jacob-z uśmiechem wróciłam do przyjaciółki.
W sumie to Jacob wydał mi się całkiem spoko. Wzięłam od Eli torbę i już chciałam iść ale zatrzymał nas Jacob.
-Hej Rose.
-Tak?
-Może byś poszła ze mną na kawę kiedyś?
-Jasne z chęcią.
-To świetnie. Dasz mi swój numer to uzgodnimy wszystko.
Uśmiechnęłam się i wymieniliśmy się numerami. Przedstawiłam sobie Jacob'a i Eli. Chyba wpadł jej w oko. Zapytam ją później. Pożegnałyśmy się z chłopakiem i poszłyśmy dalej zwiedzać miasto. Po 2.5 godzin zwiedzania w końcu poszłyśmy na upragnioną kawę. Weszłyśmy do przytulnej kawiarenki przy Big Ben'ie  i usiadłyśmy przy okrągłym stole. Przejrzałam menu i wybrałam karmelowe cappucino z bitą śmietaną i ciasto marchewkowe. Gdy moja przyjaciółka wybrała to samo co ja, poszłam złożyć zamówienie. Gdy wróciłam z naszym zamówieniem zobaczyłam, że Eli siedzi zamyślona.
-Ej co się stało?
-Nic. Co miałoby się stać?
-No bo od kiedy zobaczyłaś Jacob'a zachowujesz się inaczej. Przy nim się rumieniłaś i nie wiedziałaś co powiedzieć a teraz siedzisz zamyślona. Elizabeth czy on ci się podoba?
-Kurczę no tak. Podoba mi się.
-OMG moja Eli się zakochała aaaaaaa!
-Oj przymknij się głupku. Nie wszyscy muszą wiedzieć. Przez ciebie nie poderwę żadnych przystojnych chłopaków.
-Och i wróciła stara Eli.
Zaśmiałyśmy się w tym samym czasie. Dopiłyśmy kawy, dojadłyśmy ciasta i wyszłyśmy. Kierowałyśmy się do akademika bo już się powoli ściemniało. Po drodze zauważyłam chłopaka w czapce z daszkiem i w okularach, który uciekał przed fotografami.
-Kurdę El zobacz biedny chłopak. Współczuję takim gwiazdom. Nie mają ani chwili prywatności.
-No racja nie zazdroszczę ale w sumie wiesz ich to może nie ruszać są bogaci, znani, uwielbiani przez miliony osób. Czego chcieć więcej?
Doszłyśmy do akademika i ja poszłam po klucze a Elizabeth pod pokój. Przywitałam się z Anną i wróciłam do przyjaciółki. Byłam strasznie zmęczona. Rzuciłam klucze na stolik i rozłożyłam się na kanapie. Zamykałam oczy ale nie dane było mi spać bo ktoś do mnie zadzwonił. Spojrzałam na telefon. Pokazałam Elizabeth kto a ona zaczęła skakać i się cieszyć. Ucieszyłam ją i odebrałam. Musiałam wejść do swojego pokoju żeby w ciszy porozmawiać.

-Hej Jacob.
-Hej Rose. To kiedy idziemy na kawę?
-Nie wiem może jutro w południe w kawiarni niedaleko Big Ben'a?
-Dla mnie świetnie. Yyyyyy... Mam jeszcze prośbę.
-Jaką?
-Możesz wziąć ze sobą Elizabeth?
-Tak mogłabym. A co?
-Ymmm... Ona... To znaczy... Już nic...
-Podoba ci się-bardziej stwierdziłam niż spytałam.
-Tak. Nawet bardzo. Chciałbym jej jakoś zaimponować.
-Spoko. Daj jej jutro różową różę. Koniecznie różową i nie kryj przed nią, że ci się podoba.
-Lubi takie róże?
-Tak bardzo lubi.
-I czemu mam nie ukrywać?
-Bo też się jej podobasz.
(tu usłyszałam, że się bardzo ucieszył aż musiałam oddalić telefon od ucha)
-Okej to dzięki. Do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia.

Rozłączyłam się i poszłam powiedzieć przyjaciółce, że idzie jutro z nami na kawę.
-Elizabeth.
-Co jest?
-Idziesz ze mną jutro na kawę.
-Po co? Nie chce mi się. Poza tym jutro chciałam się uczyć niedługo zaczynamy szkołę pamiętaj.
-Och czyli, że muszę powiedzieć Jacob'owi, że niestety nie przyjdziesz.
-Co?!?! On chciał żebym przyszła???? Wiesz co chyba jednak nie muszę się uczyć i mogę pójść na tą kawę.
-Wiedziałam, że to cię przekona-zaśmiałam się i wyszłam z jej pokoju. Zrobiłam się bardzo senna więc poszłam do łazienki się wykąpać. Zdjęłam ubrania i weszłam pod ciepły prysznic. Umyłam się a potem swoje włosy i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam włosy ręcznikiem i wysuszyłam je. Nałożyłam piżamę składającą się z krótkich szortów i bluzki na ramiączka.Wracając do pokoju szłam przez salonik i  natknęłam się na Elizabeth.
-Czekałam na ciebie.
-Po co?
-Musisz mi powiedzieć kilka rzeczy.
-Dawaj szybko bo chce spać.
-Dobra po pierwsze na którą mam być gotowa?
-Umówiliśmy się o 12 w kawiarni przy Big Ben'ie.
-Dobra. Po drugie który zestaw lepszy na jutro ten czy ten?
-Drugi lepszy.
-Okej i ostatnie pytanie ale jednak chyba najważniejsze czemu chce żebym też przyszła?
-Tego już ci nie powiem. Może sam ci jutro powie.
-No weź.
-Nie mam siły El idę spać. Dobranoc-powiedziałam kierując się do swojego pokoju.
-Dobranoc-odpowiedziała wchodząc do swojego.
Zamknęłam drzwi i położyłam się na bardzo wygodnym łóżku. Zgasiłam lampkę nocną i prawie od razy zasnęłam.

___________________________________
Hejka mam takie jedno ogłoszenie w sprawie tego opowiadania. Niestety ale na pojawienie się One Direction musicie jeszcze trochę poczekać.
Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze przez ten czas. Jestem też otwarta na pomysły z waszej strony jak mogę udoskonalić to opowiadanie. To by było na tyle.

~Perrie

wtorek, 25 lutego 2014

Mój nowy-stary blog

Jeśli jeszcze pamiętacie (moi stali czytelnicy), że kiedyś pisałam tego bloga- (KLIK).
WŁAŚNIE GO WZNOWIŁAM... Ale nie wiem czy będzie tak słodko, jak postanowiłam.
Vicky, to Twoja zasługa.
Laurel xoxo

niedziela, 16 lutego 2014

Imagin 4. Zayn, cz.1

"Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać.
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić.
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.
Właśnie dlatego boje się, kiedy mówisz, że mnie kochasz"- William Shakespeare.
Tak, to ja. Siostra Louisa Tomlisona. Aha, "tego" Tommo, który jest w boysbandzie, co najlepsze wśród ludzi, których znam tylko ze zdjęć.
Ostatnio na osiemnastkę powiedział mi, że mogę się do niego przeprowadzić. Byłam bardzo zdziwiona jego decyzją, dlatego powiedziałam, że pomyślę nad tym.
Minął już miesiąc od jego ostatniego, pamiętnego przyjazdu.
To właśnie dziś mam zamiar powiedzieć o tym rodzicom, bo wcześniej nie pisłam im o tym ani słówka. Nie wiem, czy będą zadowoleni, czy źli, czy nie wiem co się jeszcze może stać.
Nie potrafiłam wytrzymać dłużej i zawołałam rodziców do pokoju. Popatrzyli ze zdziwieniem na moje spakowane rzeczy i na jednym wydechu powiedziałam im, że od jutra będę mieszkać u Lou. Ci tylko poprosili mnie o to, bym miała brata na oku, i by nie zadawać się ze złymi ludźmi.
Oni wiedzą, że czasami przypływa wzrost mojej głupoty, w szczególności, jeśli wypiję coś mocniejszego. Oj, nie trzeba wiele, by mi odbiło.
Dziwiło mnie tylko to, że tak szybko mi pozwolili. Że nie musiałam błagać na kolanach i wygłaszać długich i bardzo elokwentnych kwestii, które miałam już poukładane w głowie.
Może myśleli, że przy tym mądrym, starszym chłopaku, bardzo dojrzałym jak na swój wiek, stanę się mądrzejsza i choć trochę poprawię swoje zachowanie. A może po prostu chcieli się mnie pozbyć...
Nie wiem tego. Jednak wiem jedno. To zmieniło moje życie o dajmy sto osiemdziesiąt stopni, jak nie więcej.
 ***
Właśnie żegnałam się z rodzicami, gdy zadzwonił telefon.
- Przepraszam was, to Jake. Muszę odebrać.
- Wiesz, że nie lubimy tego twojego kochasia?
Byłam z nim już rok. Kochałam go tak bardzo.
Jake


- Hej mała. Mam dzisiaj wolną chatę i wiesz...
- I co?- powiedziałam, udając, nie wiedząc, o co chodzi.
- Możemy…- Jake nie jestem od tego. Jestem dla ciebie dziewczyną, i mówiłam ci, że powiem tobie, kiedy będę gotowa.- Udowodnij mi, że mnie kochasz, bo inaczej…- nie słuchając go dalej, wyłączyłam naszą jakże poważną rozmowę. Czułam, że źle zrobiłam, jednak ja, ta zadziorna i nieposłuszna (t.i.)  nie pozwolę, by ktoś mnie szantażował.Wtedy do mojej sypialni wpadła Lottie. Moja młodsza, w ogóle nie podobna do mnie siostra.- Lou jest tutaj! I przyniósł coś! To zapewne dla mnie! Jednak może znajdzie się też coś dla ciebie, bo mówił coś o tobie…Zbiegłam na dół, a mój brat siedział, wypalając na dywanie bardzo groźnym wzrokiem „dziury”, bo inaczej nie można tego nazwać. Słuchał posłusznie ojca.- To może się do mnie przenieść? Chcę, by było lepiej między nami. Ostatnio ją trochę zaniedbałem, i pomyślałem, że tak to naprawię. Nie chcę niszczyć relacji między nami, ale dzięki mojej pracy… To trudne.- Możesz ją wziąć- tata powiedział o mnie jak o jakiejś rzeczy, co trochę mnie uraziło, w szczególności po tak wzruszającej wypowiedzi mojego brata.- Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem. To nie jest łatwe zadanie, musisz pilnować nie tylko jej ale też tego całego Jake’a. Nie podoba mi się typek.Przytuliłam się z rodzicami, siostrą, i bez większych wzruszeń wsiadłam do samochodu. Louis zabrał moje walizki i ruszyliśmy. Cieszyłam się, ale moje uczucia są zawsze wyrażane wewnątrz mnie. Wszystko tam ukrywam, najbardziej ból. Jestem bardzo twarda, ale tylko i wyłącznie dzięki temu.- I jak myślisz, jacy są chłopacy?- Jeszcze nigdy ich nie widziałam idioto, ale czuję, że są spokojni jak ty- ten wybuchł śmiechem, po czym powiedział, że to on przy nich zamienia się w tego „szalonego”.- Jesteś pewna, że tego chcesz?- upewnił się przed drzwiami, dużymi i szklanymi.Przytaknęłam tylko głową i złapałam za klamkę drzwi. Te otworzyły się bez skrzypnięcia i weszłam do budynku, w którym byłam tylko raz, kiedy nie było w nim nic. Był wtedy w trakcie budowy, ale nie spodziewałam się, że mógłby być taki przestrzenny i by służył piątce, a teraz już szóstce ludzi.Nie namyślając się więcej, powiedziałam bratu, że jego dom jest bardzo czysty. On tylko nerwowo powiedział, że jest zbyt czysto i zbyt cicho. Przecież on jest taki spokojny, a teraz patrzył ze zdziwieniem  na wszystkie strony. Zostawiłam go w przedpokoju, rozebrałam moje buty i pobiegłam w głąb domu. Doszłam do kuchni i znalazłam na blacie karteczkę z niedbałym, szybko napisanymJesteśmy w studiu Lou. Masz przechlapane u Paula... i nie otwieraj twojej szafy! Może się źle skończyć!!!
- Nie wiem o co chodzi ale dobra…Weszłam schodami na piętro, dzięki czemu moja już i tak otwarta buzia rozdziawiła się jeszcze bardziej. Ściany były białe ze srebrnymi kreskami, które wyglądały tak magicznie, że nie można tego opisać słowami ani czymkolwiek innym. To trzeba zobaczyć.- Lou, gdzie ja jestem?-krzyknęłam w stronę ogromnych, szklanych schodów. Ten idiota odpowiedział mi, jakbym nie wiedziała, że jestem w jego willi. Chodziłam z pokoju do pokoju, gdy nagle zatrzymałam się przy pokoju... dla dziecka. Tak, dla małej istotki, która musiała by należeć do jednej z piątki moich współlokatorów.
- Nie wchodź tutaj. Ten pokój miał być dla Darcy...- usłyszałam za sobą.
- Kogo?

- Mój największy przyjaciel, Harry, który ze mną pracuje, miał dziewczynę. Miała na imię Cherr. Kochali się mocno, a skutkiem tego stał się apetyt Cho, bo tak ją nazywaliśmy, oraz... rosnący coraz szybciej brzuch koleżanki. Była w drugim miesiącu ciąży, a tylko ona wiedziała, jaką płeć ma dziecko, ale Hazza powiedział, że to musi być dziewczynka, i nadał jej imię Darcy...- tu spochmurniał, a jego twarz nabrała smutnego wyrazu.- Niestety, ich szczęście nie trwało długo. Cherr zginęła w wypadku, jadąc na kolację z Harrym, gdzie ten miał się jej oświadczyć...
- Kiedy się... to stało?- załamanym głosem spytałam brata, który najwyraźniej był zakłopotany i co gorsza "wygasły".
- Pół roku temu... Coś przy tym. A biedny Harry do dzisiaj trzyma pierścionek zaręczynowy, i nadal nie wie, czy to był chłopczyk czy dziewczynka. Do dzisiaj się nie przyzwyczaił do tego, że w tym domu nie ma kobiety... Dlatego między innymi jesteś tutaj.
Zamilkłam. Nie odzywałam się na tyle długo, by sytuacja się trochę rozluźniła.
- Ej, a powiedziałam ci już, że ktoś zostawił ci liścik?- podałam mu karteczkę, a ten zaniepokojony pobiegł do swojego pokoju. Z góry usłyszałam tylko jego krzyk i wołanie o pomoc.
Znalazłam go... przy otwartej szafie, z której nadal wylatywały ciuchy, jedzenie, talerze, książki, płyty... gumowe kaczuszki i Bóg wie co jeszcze. Wszystko to znajdowało się na nim. Tak, a gumowa kaczuszka perfidnie na jego głowie.
- Mówiłem im, że mają posprzątać, a nie wrzucić wszystko do mnie!
Wygrzebałam go z bałaganu i podałam karteczkę zaadresowaną do niego. Powiedział, że to pismo Zayna, i że mogę mu szykować grób... Nie wiem czemu, ale tak powiedział. Potem dorzucił szybko jeszcze, że mój pokój jest przy pokoju Liama, i ubierając szybko swoje już trochę wychodzone Vansy, zabrał klucze do samochodu, wyjechał z niemałego parkingu i krzyknął, że nie mam wychodzić z domu.
Zamknęłam szczelnie drzwi, wróciłam na górę i popatrzyłam na zawalony wszystkim pokój chłopaka. To będzie kawał roboty, ale przynajmniej będę miała się czym zająć...
*dwie godziny później*
-Jeszcze tylko talerze i koniec- powiedziałam sama do siebie, z myślą, że to mi przyniesie szczęście i satysfakcję.
Pobiegłam już chyba dzisiaj po raz tysięczny na górę i pozbierałam każde naczynie, jakie się tam znajdowało. Zeszłam z nimi na dół i wsadziłam je do zmywarki. Sprawdziłam, czy w pokoju jeszcze czegoś nie ma... Wystarczyło jeszcze tylko poodkurzać i pokój Lou będzie lśnił czystością.
Udałam się w stronę pralni. Znalazłam niebieskie urządzenie, o którym istnieniu chłopaki chyba nie wiedzieli- odkurzacz.
Zrobiłam co trzeba, odłożyłam wszystko na miejsce i nareszcie usiadłam. Nie wiedziałam, że siedzenie może być takim odprężającym zajęciem.
Mówiłam już, że kocham jeść?
Otwarłam lodówkę- była cała zapełniona, a na jej wierzchu, nie wiadomo po co, była na jej karteczka "Niall ma szlaban na czekoladę- Paul"...
Nudząc się, z niewiadomych powodów wyjęłam składniki potrzebne na jajecznicę. Ale nie same jajka, tylko jeszcze boczek, cebulka, porządne przyprawy, do tego małe pomidorki koktajlowe, którymi później udekorowałam mój obiad. Zostało jeszcze trochę, dlatego "przesypałam" resztki na osobny talerz, dałam tam jeszcze kilka pomidorków, a patelnię i mój talerz dałam do zapchanej zmywarki. Włączyłam ją i poszukałam swojej sypialni.

Po raz pierwszy weszłam do nowego pokoju. Wzorowali się na tym, co kocham, i dzięki temu te pomieszczenie było takie wyjątkowe. Przy oknie na ścianie przywieszona była gitara. Kiedyś grałam, i to dość długo. Skończyłam z tym rok temu, ale chyba powrócę. z niewiadomych powodów w środku było jeszcze dwoje drzwi. Tak, dwoje.
Otwierając pierwsze, zobaczyłam wcale nie małą łazienkę z szklanym prysznicem. Dotknęłam mięciutkich ręczniczków wiszących przy umywalce. Znajdowała się tam również nieźle wyposażona toaletka. Oj, widzę, że Lou chce mnie trochę rozpieścić.
Zapaliłam światło w drugim pokoiku, a tam znalazłam raj każdej dziewczyny. Z jednej strony szafa, a z drugiej buty. "Do wyboru, do koloru". Na szczęście w szafie znalazło się jeszcze trochę miejsca, by powkładać tam trzy torby z moimi ciuchami z domu.
Włączyłam duży, znajdujący się na ścianie telewizor, i skacząc po kanałach znalazłam jakiś film. Niezbyt ciekawy, francuski film o przygodach zaginionej broszki.
Po niecałych piętnastu minutach poczułam, że powoli odpływam w krainę Morfeusza, i że nie poznam dalszych losów złotej ozdoby.
*godzinę później*
Powoli i leniwo otwarłam oczy. Nade mną stało "stado" samców. Dookoła mnie było czworo chłopaków, jednym z nich był mój brat. Wstałam niechętnie, a Lou przedstawił mnie chłopakom. Wtedy z dołu dobiegł jakiś głos, inaczej akcentowany...
- Jak dla mnie, (t.i.) może tu zostać- powiedział pewien blondyn, który przyszedł tutaj z talerzykiem jajecznicy. Na jego widok wszyscy wybuchli śmiechem.
- Dobrze się zbijało bąki?- spytał jeden z nich- lokowaty Harry. Ja odpowiedziałam tylko, że mają zobaczyć pokój Louisa.
Usłyszałam wrzaski podziwu. Jednak jeden z nich nie wiedział nawet o tym, że w tym pokoju jest dywan i pytał się mnie, gdzie go kupiłam i kiedy na to miałam czas.
W nagrodę obiecali mi, że znajdą dzisiaj czas dla mnie. Zaczynam się bać, co oni przygotują...
W pokoju wraz ze mną zostali Liam i Zayn. Mam pamięć do imion.
- Mam takie pytanie... Bo Louis powiedział ci o...- spytał się mnie Li.
- Tak, wiem o Harrym. Znam jego przeszłość.
- To dobrze, ale najlepiej nic o tym nie mówić. Czy chciałabyś, żebyśmy wyszli?
- Nie sprawiacie mi tutaj kłopotu, ale pozwólcie mi, że popatrzę na swoje nowe ubrania, które zafundowaliście mi nie wiem po co, ale niezmiernie się cieszę.
Wyszli z pokoju, ale ja nadal czułam na sobie kogoś wzrok.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam kryjącego się za drzwiami jednego z nich, ale nie wiedziałam kogo. Chciałam się spytać "ktosia", czy coś chciał, ale on zatrzasnął szybko drzwi i zostałam sama w wielkim pokoju.
***
I jak? Oceńcie, i powiedzcie, co może się wydarzyć dalej, bo jakoś nie mam weny twórczej. Znowu się na mnie zawiedziecie...
Aha, i zrobimy mały szantaż... Jeśli pod tym postem pojawią się 2 komentarze, to dopiero wtedy dodamy coś nowego.
Laurel xoxo

czwartek, 6 lutego 2014

This Is Us czyli To My rozdział 1

~~~~~~~~~~Rose~~~~~~~~~~
O matko! Już dzisiaj wylatuje z Elizabeth do Londynu na studia. Jestem pełna pozytywnej energii. Obie byłyśmy spakowane od około trzech tygodni bo jak się dowiedziałyśmy, że się dostałyśmy zaczęłyśmy się pakować. Wylot mamy za trzy godziny. Eli siedzi obok mnie w kuchni i je śniadanie. Ja nie dam rady nic jeść co jest dziwne bo ja ZAWSZE jestem głodna.
-Eli jedz szybciej bo musimy już jechać. Chyba że chcesz żeby nasza szansa na studia przepadła.
-Ok już idziemy.
-Jesteście gotowe dziewczynki-zapytała moja mama, która wiozła nas na lotnisko.
-Tak mamo. Już możemy jechać.
Wsiadłyśmy do samochodu i moja mama ruszyła. Eli dzisiaj nocowała u mnie więc nie musiałyśmy jechać do jej domu po żadne rzeczy ani żeby się pożegnała z rodzicami bo zrobiła to wczoraj. Gdy dotarłyśmy do lotniska zostało nam około 2 godziny do wylotu. Pożegnałam się z mamą i poszłyśmy pod wejście do samolotu. Siedziałyśmy w samolocie i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Zrobiłam się trochę śpiąca więc włożyłam słuchawki do uszu i zapadłam w głęboki sen.
-ROSE! WSTAWAJ ZARAZ SIĘ ROZBIJEMY!!
Wstałam jak oparzona i rozglądałam się w boki. Moja przyjaciółka zwijała się ze śmiechu na fotelu obok.
-Eli!! To nie było śmieszne-spojrzałam na nią i sama zaczęłam się śmiać.
-Hahaha... Szkoda... Że... Nie... Widziałaś... Swojej... Miny-nie dała rady mówić bo tak się śmiała.
Przestała dopiero jak z głośników wydobył się charakterystyczny dźwięk rozpoczynający informacje od pilota lub stewardess "Drodzy pasażerowie proszę o zapięcie pasów za chwilę lądujemy." Zapięłam pasy i czekałam na wylądowanie. Gdy już mogłyśmy wysiąść Eli poszła po bagaże a ja stanęłam w miejscu i powiedziałam po polsku.
-Czuje, że tu spełnię swoje marzenia-i pobiegłam za przyjaciółką.
Wzięłam walizki i poszłyśmy po taksówkę. Przed lotniskiem było ich kilka ale zobaczyłyśmy jedną z boku a obok niej stał starszy pan. Ponieważ mamy miękkie serca podeszłyśmy właśnie do niego. Staruszek spojrzał na nas smutno. Widać było że mu przykro że nikt nie jeździ z nim.
-Przepraszam. Chciałybyśmy dojechać pod ten adres-podałam panu kartkę z adresem naszego akademika.
-Och Zapraszam panie do mojego wozu-powiedział zachrypniętym głosem ale już lekko uśmiechnięty.
Włożyłyśmy walizki do bagażnika i usiadłyśmy na tylnych siedzeniach. Przez całą drogę do akademika rozmawiałyśmy z kierowcą który przedstawił się jako Roberto. Były miło i wesoły jednak musiałyśmy już wysiadać.
-Mam do ciebie prośbę Roberto.
-Zamieniam się w słuch.
-Dasz nam numer żeby po ciebie zadzwonić jakbyśmy chciały gdzieś pojechać.
-Oczywiście madame-ukłonił się lekko i trzęsącą się ręką zapisał numer w moim zeszyciku.
Pożegnałyśmy się z towarzyszem i poszłyśmy do budynku.

Pytanie

Czy mam dodać niedokończonego imagina? WAŻNE! Bo nie wiem czy nie napisać całego, czy dać połowę.
Proszę, pozostaw po sobie ślad i skomentuj to.
Laurel xoxo

sobota, 1 lutego 2014

Najlepszego Harry!

Kilka fotek z jego dzieciństwa...


A teraz pojedziemy trochę dalej...
I jeszcze trochę...

Teraz go trochę zakręcimy...
To właśnie wtedy go poznaliśmy...
Ale nie sądziliśmy, że z słodkiego solisty wyjdzie coś takiego...
A z roku na rok się tak szybko zmieniali...
2011
2011
W 2012 byli nie do poznania...
Nastał 2013... I TMH...
Wydali OWOA...
Później BSE...
Później SOML...
A teraz, dosłownie przed chwilą, MM...
A dzisiaj... Cóż, dzisiaj już nie ma żadnego nastolatka w One Direction...
Tak, to on...
Te cztery lata spędzone z Nim minęły jak jeden dzień.
Laurel xoxo

piątek, 31 stycznia 2014

Midnight Memories *O*

Widzieliście już wygłupy naszych chłopaków? Jeśli chcesz jeszcze raz obejrzeć genialne wygłupy naszych chłopaków, to dajemy Wam szansę!
Powiedzcie w komentarzach, których trochę brakuje, jakie są Wasze wrażenia :D
Obiecuję, że postaram się jutro wstawić urodzinowy imagin o Harry'm.
Jak Wam się podoba nasz nowy wygląd? Sama tworzyłam...
To do następnego posta- Laurel xoxo

Przygotowanie na 20. urodziny Hazzy i Midnight Memories!

UWAGA! Na urodziny Harrego:
- piszemy na nadgarstku "Hazza", oraz robimy sobie jego tatuaże (pokażę Wam swoje),
- robimy sobie loki,
- mówimy do każdego "Kot, ty Kocie" (ja idę z kolegą na lodowisko... Jego mina będzie niezapomniana...),
- jesteśmy trochę zboczeni (ja już jestem XD),
- śmiejemy się,
- jesteśmy pogodni,
- ze wszystkiego sobie żartujemy,
- składamy Harremu życzenia na Twitterze,
- ubiór podobny do ubioru solenizanta (potargane rurki, apaszka, T-shirt, koszula w kratę itp.)
Trzeba mu powiedzieć, że może sobie kupić nowe spodnie za te pieniądze z koncertów...
-jemy duuuuuużo bananów,
- wszędzie piszemy 69.

Okej, a teraz o teledysku do Midnight Memories!

Cała prawda...
A więc tak:
- w Angli (GTM+0) teledysk wychodzi o 16:00, tak więc u NAS o 17:00,
- jeżeli masz konto na YT, to się wyloguj, bo nawet jeśli wejdziesz sto razy, to będzie się liczyło jak raz,
- odświeżaj stronę, a nie filmik,
- musisz zobaczyć trzy czwarte teledysku (bez przewijania), bo inaczej się nie będzie liczyło,
- ciesz się jak głupia od początku do końca!

A tu najlepszy moment TMH!


czwartek, 30 stycznia 2014

This Is Us czyli To My rozdział 2

Gdy znalazłyśmy się już w naszym miejscu zamieszkania podeszłyśmy do recepcji. Siedziała tam dziewczyna na oko 20 letnia, blondynka z dużymi zielonymi oczami.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-zapytała ze szczerym uśmiechem.
-Chciałybyśmy odebrać pokój. Był zarezerwowany dla nas.
-Na jakie nazwisko?
-Nie jestem pewna ale może być Reed albo Moore.
-Momencik już szukam-patrzyła chwilę na monitor i odezwała się-Rose Reed i Elizabeth Moore?
-Tak to my.
-Dobrze. Wasz pokój jest w lewym skrzydle a numer to 115. W prawym skrzydle są pokoje chłopców, na górze jest salon gdzie są różne rzeczy do nauki i odpoczynku. Na lewo od niego jest stołówka i kuchnia, na prawo jest siłownia a za akademikiem jest basen, różne boiska i kort do tenisa. Proszę to wasze klucze. Jakbyście jeszcze czegoś potrzebowały to przychodzcie a jak mnie nie będzie to pytajcie o Annę Pinnock.
-Dziękujemy pani Pinnock.
-Och mówcie mi Anno.
-Okej. To dzięki. My już pójdziemy do pokoju.
-Okej narka.
Wzięłyśmy walizki i poszłyśmy do pokoju. Chwilę szłyśmy długim i szerokim korytarzem. Po drodze mijałyśmy kilka osób. Gdy w końcu weszłyśmy do pokoju stanęłyśmy jak wryte. Pokój był O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla dwóch osób. Były dwa dwuosobowe łóżka, dwie ogromne szafy, wielka łazienka, dwa biurka z laptopami i ogólnie było wszystko. DOSŁOWNIE! Był nawet gigantyczny telewizor plazmowy i wielkie radio. A pokój był podzielony ścianą na trzy mniejsze pokoiki tak że każda miała trochę więcej prywatności a wiem że Elizabeth się to przyda jak zacznie podrywać chłopaków i zapraszać ich do siebie "na noc". Ale wszyscy wiemy że wyjdzie na to że wylądują razem w łóżku. Więc jestem zadowolona z tego.
-Nie pomyliłyśmy pokoi? To nie może być nasz.
-Nie no... To nasz... Numer 115 zgadza się.
-Dobra. Chodź rozpakujemy się i muszę jeszcze zadzwonić do rodziców-powiedziałam jak mi się przypomniało.
Poszłyśmy do swoich części pokoju, położyłyśmy walizki na łóżkach i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Po jakiejś pół godziny skończyłyśmy i włożyłyśmy walizki na szaf. Usiadłam na łóżku a Eli włożyła słuchawki i odpłynęła. Zadzwoniłam do rodziców i gadaliśmy chwilę. Jak skończyłam odłożyłam telefon i położyłam się na miękkim łóżku. Oczy zrobiły mi się ciężkie i prawie bym zasnęła gdyby nie to że ktoś pukał. Wstałam z łóżka i walnęłam Elizabeth poduszką w głowę żeby zdjęła słuchawki. Podeszłam do drzwi które po chwili stanęły otworem. Przede mną stała wysoka szatynka z brązowym oczami.
-Cześć. Mogę wejść?
-Hej. Tak no jasne wejdź.
-Mam na imię Liv. Jestem z komitetu powitalnego nowych studentów. Ty jesteś Rose o ile się nie mylę, tak?
-Tak to ja. A to moja przyjaciółka Eli.
-Eli? To jest zdrobnienie od jakiegoś imienia?
-Moje pełne imię to Elizabeth ale moim zdaniem jest trochę za długie.
-Ja zmieniłam imię na Liv bo naprawdę mam na imię Liwia ale dla brytyjczyków to trudne do wymówienia. Skąd jesteście?
-Mieszkamy w Dublinie. Obok siebie a ty?
-Ja przyjechałam z Polski. Konkretnie z Warszawy.
-Na prawdę?
-Tak. To dziwne-zapytała zmieszana.
-Nie, nie o to mi chodzi. Tylko ja też jestem z Polski z Warszawy. Jak miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do Dublina.
-O to świetnie. Odkąd tu jestem nigdy nie spotkałam Polki ani Polaka.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od około dwóch tygodni. Jestem na pierwszym roku tak jak wy.
-I już wzięli cie do komitetu powitalnego?
-Tak bo uznali że szybko się zapoznaje z ludźmi bo znam już połowę osób z naszego akademika bo połowy jeszcze nie ma. Według nich jestem też miła czy coś.
-Wow no to nieźle.
-No i znam też kilka osób spoza szkoły bo już trochę chodziłam po Londynie. A jak wam się podoba akademik? Bo chyba jeszcze nie zdążyłyście pochodzić po mieście, prawda?
-Racja. Co do akademika to jest świetny. Pokój jest O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla naszej dwójki to jest wspaniałe.
-No właśnie to jest nieziemskie. Ugh muszę już iść witać resztę ale jakby co to zapraszam do siebie pokój numer 125.
-Okej dzięki za zaproszenie.
-Dobra lecę papa.
-Pa Li
Dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi a my usiadłyśmy na kanapie w saloniku.
-Rose co ty na to żeby pozwiedzać trochę miasto?
-Ja jestem za. To chodź idziemy.
Wstałam i poszłam do siebie. Tam wzięłam z szafy torebkę i włożyłam do niej telefon, portfel, chusteczki i pomadkę. No i oczywiście ukochany aparat bo uwielbiam robić zdjęcia ale nie aż tak jak tańczyć. Jak już byłam gotowa poszłam po Eli która właśnie wychodziła.

środa, 29 stycznia 2014

Imagin 3. Niall

Przeczytaj notkę pod opowiadaniem. WAŻNE!!!
*Twoja perspektywa za 10 lat*
NARESZCIE KONIEC PRZEPROWADZKI!
Właśnie wypakowywałam jedno z ostatnich pudeł. To, co w nim znalazłam, zaciekawiło mnie. Otworzyłam swój stary pamiętnik, dzięki czemu o mało co nie rozleciał się na dwie części.
Zaczęłam czytać najbardziej pogniecioną stronę, która mówiła sama za siebie, że była bardzo często odwiedzana za czasów swoich świetności.
23.03.2013r.
Kochany Pamiętniczku!
            Dzisiaj idę na imprezę, na której będę razem z Chelsea i z Niallem. Oczywiście bez nowych ubrań to ja nawet na obiad  nie schodzę. Tym oto sposobem wylądowałam z Charls w moim drugim domu- centrum handlowym. Gdyby ktoś zawiązałby moje zielonkawe  oczy, nadal spokojnie poruszałabym się po wcale niemałym budynku.
Po kilkugodzinnym spacerze z kilkoma papierowymi torebkami z logo znanych mark odzieżowych poszłyśmy do kawiarenki.  Kupiłam sobie kawałek szarlotki, którą wyczułam już na kilometr.
            Po udanych (i wcale nie tanich) zakupach przyjechał po nas Nialler. Wyjeżdżając z parkingu, w radiu usłyszeliśmy męski głos, który najwyraźniej należał do jednego z tych popularnych prezenterów „Hej, właśnie zaczynamy Hity Na Zamówienie! Pierwszy utwór to… It’s My Live, autorstwa  Bon Jovi. Dedykowany dla (t.i) od Nialla! Gratulujemy! Napisał nam: „Moja przyjaciółka szykuje się na imprezę! Proszę pospieszcie ją… Zakupy to JEJ ŻYCIE!”. No to padło na tą piękną, nigdy nie starzejącą się piosenkę.” Wypowiedziałam do mojego kolegi krótkie „Dzięki przygłupie” i przytuliłam go mocno. Jak dobrze, że on nie wie, że go kocham.
            Od dłuższego czasu.
            Pamiętniczku wiem, że zanudzam Cię tym tematem od samego początku, ale ja NIE UMIEM przestać! Kocham go ponad życie, ale boję się, że ta przyjaźń przepadnie. Poza tym nie dziewczyna, a chłopak powinien zagadać pierwszy. Tak, to on musi zrobić pierwszy krok. Narzucałabym się. Boże, nie wiedziałam, że to może być tak trudne. Niby takie niewinne dwa słowa…
            Dobrze, Pamiętniczku, muszę kończyć, bo nie zdążę się naszykować na tę imprezę. Do zobaczenia jutro.
Nagle moje myśli powróciły do tamtego dnia. Wydawało mi się, jakby to było wczoraj.
Obudziłam się. Jak zwykle poranna toaleta, makijaż, ubranie i do szkoły. Trudno pomyśleć, że przychodzi mi tak szybko dobieranie ciuchów. Najdłużej chyba szło mi na myślenie o mojej bliskiej przyszłości- co się wydarzy lub nie wydarzy- czy to będzie pozytywne czy negatywne. I codziennie ten sam dylemat.
Podchodząc pod przystanek, spotkałam kilka osób z mojej szkoły. Mój autobus (co mu się rzadko zdarzało) przyjechał na czas. Na trzecim przystanku od mojego domu, do pojazdu dowlekła się Chelsea. O, ktoś tutaj kuł na dzisiejszy sprawdzian z geografii…  Jej podkrążone oczy mówiły same za siebie.
Chelsea: Ocean Spokojny ma powierzchnię 178,7 milionów kilometrów kwadratowych, a jego maksymalna głębokość w metrach wynosi 11 022- mówiła półprzytomna. Biedna dziewczyna. Chce poprawić swoje oceny, tak więc jej się nie dziwię. Tak codziennie. U niej normalna noc to zarwana noc.
Ja: Spokojnie. Przecież to tylko jeden z wielu głupich sprawdzianów!- krzyknęłam głośniej niż chciałam, dlatego wszyscy jadący z nami wraz z kierowcą spojrzeli na nas. Niezręczna sytuacja. Tym razem ciszej, lecz nadal z przekonaniem dodałam- Widzę to, że umiesz. Oj, a gdzie leży Orizaba?
Chelsea: Wulkan Orizaba. Ameryka Północna. Szczególniej- Meksyk. Jego wysokość wynosi 5675 metrów nad poziomem morza.
Ja: Mój ty kujonie. Wiesz, że cię kocham, nie?
Chelsea: Jeśli to ma być twoja namowa, bym dała ci ściągać ode mnie, to…- chyba wygrałam. Dla zachęty zrobiłam jeszcze maślane oczy, które były „wisienką na torcie”.
Ja: No?
Chelsea: Eh, dobra. Żyje się tylko raz!
Na sprawdzianie zżynałam wszystko, co się dało- staremu profesorowi nie chciało się nawet robić dwóch grup. Z reszty przedmiotów uczę się lepiej- mapa to moja „achillesowa pięta”. Jednak ten test był napisany lepiej niż na moją wiedzę. Wiedziałam, że będzie to lepsza ocena niż się spodziewałam.
Po skończonych i jakże męczących lekcjach nastał weekend. Tylko na to czekałam. Niall, który chodził do klasy obok, powiedział, że dziś jeden z jego kolegów zaprosił go na melanż- mógł wziąć ze sobą tyle osób, ile mu się podobało. Kiedy wychodziliśmy, Niall spotkał swojego kolegę-  Andrew, który także szedł na zabawę. Chłopak zaczął się dziwnie zachowywać i poprosił SuperMana (bo takie przezwisko miał Andrew) na stronę. Nie chciałam być nachalna i wścibska, ale nie wytrzymałam i zaczęłam podsłuchiwać. Zaczęłam karcić się w myślach, że robię źle i wtedy usłyszałam ich rozmowę.
Niall: Jak ja mam jej to powiedzieć?- słodki Irlandczyk pytał swojego kolegę.- A co jeśli ona mnie odrzuci? A co jeś…-  tu przerwał mu Bohater.
Andrew: Bądź tak łaskawy i posłuchaj mnie.
Niall: Ja… ja po prostu nie chcę zniszczyć przyjaźni między nami . O Boże, jak ja się boję!
O kogo mu chodziło? Pobiegłam do drzwi głównych szkoły, które znajdowały się niedaleko męskiej łazienki- „kryjówki” chłopaków.
Andrew: I w tym problem. Musisz się rozluźnić!- bezskutecznie próbował go do tego namówić.- Dobra. Widzę, że nie jestem ci potrzebny- krzyknął, a idąc w swoja stronę, „puścił” do mnie oczko. Na ten znak moje policzki zaczerwieniły się jak po porządnym biegu, a wiem co to jest biegać 11 kilometrów w jedną stronę. Jestem biegaczką w drużynie sportowej, dzięki czemu zawdzięczam swoja sylwetkę.
Niedługo potem z pomieszczenia wyszedł Niall. Ubraliśmy się i wyszliśmy razem ze szkoły. Chelsea została jeszcze w szkole, bo poprawiała jakiś test albo kartkówkę.
Później poszłyśmy do centrum handlowego, w którym znalazłam piękne koturny, rajstopy i turkusową mini. Ile wydałam- wolę się nie przyznawać, choć było warto. Koleżanka była tak samo zmęczona jak ja, tak więc kupiłyśmy sobie po ciastku i ciepłej cieczy, którą  nazywamy kawą. Potem zadzwoniłam do Nialla, by po nas przyjechał. Jak czasem dobrze wiedzieć, że można na kimś polegać  bezgranicznie…
Wyjeżdżając usłyszeliśmy w radiu- „Hej, właśnie zaczynamy Hity Na Zamówienie! Pierwszy utwór to… It’s My Live, autorstwa  Bon Jovi. Dedykowany dla (t.i.) od Nialla! Gratulujemy! Napisał nam: „Moja przyjaciółka szykuje się na imprezę! Proszę pospieszcie ją… Zakupy to JEJ ŻYCIE!”. No to padło na tą piękną, nigdy nie starzejącą się piosenkę.” Za ten skromny prezent na mojej twarzy przez kilka godzin widniał uśmiech.
Kochany Niall.

Później wypisałam całą stronę w pamiętniku, i dowiadując się od Mamy, która godzina, pospieszyłam się i zaczęłam się szykować.
Kiedy brałam odświeżającą kąpiel w wannie, zadzwonił do mnie telefon. Wyskoczyłam z wody, owijając się przy tym niedbale w ręcznik, pobiegłam w stronę mojego pokoju i odebrałam komórkę, naciskając zieloną słuchawkę. Usłyszałam, że Chelsea jest już prawie gotowa, co w jej wykonaniu jest wielkim osiągnięciem.
Wersja I (szczęśliwa)
Gdy kończyłam się malować, usłyszałam dzwonek do drzwi. Jestem ciekawa, kto tam będzie.
Schodząc po schodach usłyszałam gorącą konserwację mojego Taty i Nialla na temat ostatniego meczu piłki ręcznej. Moi rodzice go uwielbiali!
Jednak, gdy stąpałam już po ostatnich schodach, oby dwaj ucichli. Niall miał otwartą buzię, która przypominała „O”. Nie szło się uśmiechnąć i zarumienić na widok tych dwóch mężczyzn, którzy byli dla mnie tak ważni w moim życiu. Niall okręcił mnie wokół siebie i poprosił mojego ojca do kuchni. Rozmawiali o czymś zawzięcie.
Po piętnastu minutach wyszli z pokoju i Tata poprosił mnie o to, bym wysłuchała Nialla. Chłopak klęknął przy mnie.
Niall: (t.i.), czy zechcesz być moja dziewczyną? Kocham cię. Mógłbym dla ciebie zrobić wszystko- i wypowiedział te dwa słowa, których ja przy nim nie umiałam wypowiedzieć.- (t.i.)! Kocham cię!!!
W moim gardle powstała wielka gula. On ją powstrzymał, podchodząc do mnie. Zmniejszyłam dystans między nami do kilku milimetrów.
Ja: Pocałuj mnie.
Niall delikatnie przyciągnął mnie do siebie, co sprawiło, że po moich plecach przebiegł przyjemny dreszczyk. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po kilku sekundach przestając.
Ja: Tylko na tyle cię stać?- spytałam się, zagryzając wargę.
Niall: Chcesz zostać moją dziewczyną?
Ja: A to jeszcze nią nie jestem?
Niall: Przypieczętuję to- i po raz kolejny, tym razem namiętniej, pocałował  moje wymalowane usta. Odwzajemniłam jego wyczyn. Czynność tę przerwał nam mój Tata.
Tata: Dobrze, widzę że się kochacie, ale czas nie stanął. Idźcie! My z mamą jedziemy do cioci Betty, zostaniemy tam na noc. Wiesz, jak długo się tam jedzie, a bidulka jest stara i jeszcze zachorowała. No, sio, sio!
Ja: Dobrze tatku, już idziemy. Do zobaczenia! 
Tata: Bawcie się dobrze dzieci!
Niall: Do widzenia. Mam nadzieję, że przyjdzie pan do mnie na kolejny mecz naszych?
Tata: Nie. To ty przyjdziesz do nas- z uśmiechem odpowiedział mój Ojciec.
Wchodząc do lokalu znalazłam Charls, która chyba wróciła do swojego starego chłopaka Willa, widząc, jak się całują, a ja z Niallem tańczyliśmy przy każdej napotkanej okazji. Trochę wypiliśmy, ale z umiarem. Wolę sobie nie przypominać co się działo ostatnio w domu, gdy przyszłam z ostatniej "babskiej zabawy", na której dali mi lampkę wina. 
Jedna z dziewczyn-plastików przystawiała się do Nialla, ale ten oburzony jej zachowaniem, powiedział, co o niej myśli, i że jest ze mną.
W środku imprezy Niall poprosił mnie na podest. Przyciągnął mnie do mnie i powiedział.
Niall: Chcę wam coś ogłosić. Dzisiaj ja i (t.i.) oficjalnie zostaliśmy parą. Chcecie dowodu? Proszę bardzo- i pocałowałam go gorąco w usta. Nidy mi się to nie znudzi. NIGDY!
Zeszliśmy z parkietu, a ponieważ było już późno, wróciliśmy powolnym spacerkiem do domu. Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi, a wtedy dopiero przypomniałam sobie, że nie wzięłam kluczy. Pukałam jak głupia, a on mi przypominiał o wyjeździe rodziców.
Niall: Chyba nie masz innego wyboru jak iść do mnie...
Weszliśmy do jego mieszkania. Jego rodzice zawsze byli wszędzie, tylko nie w domu. No cóż, biznesmeni... Ale są też dobre strony mieszkania samemu. Wiedziałam, gdzie się znajduje jego pokój. Powiedział tylko, że wyjmie sobie koc i zaraz wyjdzie. Ja tego nie chciałam, ale nie mogę mu się narzucać...
Powinnam spać już trzy godziny. Ale tutaj jest jakoś dziwnie bez niego. Ba, bez niego, to tylko pomalowane na granatowo cztery ściany i kilka mebli. 
Weszłam cichutko do salonu i szepnęłam.
Ja: Nie śpisz?
Niall: Nie.
Ja: A mogę... Mogę się do ciebie przytulić? Tam jest zimno i nie umiem zasnąć...
On odsłonił kołdrę i poklepał dwa razy kanapę. Powiedział, że pójdzie po poduszkę dla mnie i że zaraz wróci. Postanowiłam zrobić mu małą niespodziankę i skryć się za rogiem pokoju. Gdy przyszedł, zawołał moje imię dwa razy, a ja wyskoczyłam z ukrycia i pocałowałam w usta. Ten upuścił białą poduszkę i przywarł mną do ściany. 
Później wziął mnie na ręce i zabrał pod ciepłą kołderkę. Przytuliłam się do jego ciepłego ciała i w takiej pozycji prawie natychmiastowo zasnęłam, a on delikatnie masował moją rękę.
Wtedy z zamyśleń wyrwał mnie mój małżonek- zaczął wołać mnie na kolację. Ostrożnie wzięłam pamiętniczek i pokazałam facetowi mojego życia. Po przeczytaniu spytałam się go.
Ja: Co o tym sądzisz Niall?
Wersja II (smutna)
Podeszłam do domu przyjaciółki i czekałam, aż z niego wyjdzie. Na odchodnym usłyszałam jeszcze, jak mówi mamie, że wróci „wcześnie”. Tak, z pewnością wcześnie… Rano!
Gdy szłyśmy w stronę domu Nialla, którego dom był trochę dalej położony, Chelsea przypomniało się, że zapomniała telefonu.
Powrót.
Na szczęście Niall czekał na nas już w swoim aucie. Jak dobrze, że zdał prawo jazdy , bo nie wyobrażam sobie już teraz życia bez takiego urządzenia. Klimatyzacja, podgrzewane siedzenia, radio- po prostu niebo! Ja też się przyczyniłam do zakupu- dałam mu sporą sumę mojego kieszonkowego na jego osiemnaste urodziny.
Na imprezie rozmawialiśmy na wiele tematów, między innymi o marzeniach.
Niall: Ja osobiście jestem osobą zorientowaną na realizację celów- ciągnął dalej, pijąc Jacka Danielsa.- W końcu poczucie szczęścia bierze się od ich osiągania, prawda? Boże, naprawdę dobra ta whiskey!
Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Wiem, że u mnie rzadko się to zdarza, ale po moim ciele powoli rozlewało się przyjemne ciepło, spowodowane najwyraźniej przez konsumpcję mocnego alkoholu.
Potańczyłam z kilkoma facetami, ale wolnego zatańczyłam wraz z Niallem. BYŁAM WNIEBOWZIĘTA! Wykonując coraz bardziej odważne ruchy, dałam popisać się Niallowi, odsłaniając przy tym trochę mojej szyi. Ten chłopak świetnie całuje! Myślę, że zrobiłam dobrze.  A Charls także znalazła jakieś ciacho- czarnowłosego, wysokiego Georga. Wychodząc z klubu nad ranem z niemałą ilością promilów, udaliśmy się do domu. George zaproponował nam, by jechać z nim. Głupie i wypite zgodziłyśmy się. Ale jak my, to i Niall.
Wsiadając do samochodu, Niall spytał się, czy wszystko dobrze.
Ja: A czemu nie miałoby być? Siedzimy w sportowym aucie, chyba BMW i za darmo podwożą nas jeszcze do domu! Jest pięknie!
Niall: To będzie jeszcze lepiej.
Ja: Jakim sposobem?- już po  kilku kieliszkach nie myślałam normalnie. By bardziej go zachęcić, przejechałam po jego jeansach pomalowanymi na czarno paznokciami.
Niall: A tak- i przysuwając mnie do siebie, zaczął całować. Ale to ja pierwsza wepchnęłam mu język do ust.
Ja: Lepiej?
Niall: Nawet nie wiesz jak…

Jadąc coraz szybciej, natknęliśmy się na policję. A George najwyraźniej nie chciał zwolnić.
Wtedy to się stało. Kierowca tira nie zdążył zahamować, i wjechał prosto na nas. Usłyszałam krzyk, którego nigdy nie zapomnę. Wydobywał się z ust Chelsea. 
Tylko tyle pamiętam.
Na drugi  dzień obudziłam się w szpitalu. Przy moim łóżku znajdował się mały biały stoliczek, na którym leżała jakaś gazeta. Jej nagłówek mnie zamurował.
„Wielki wypadek młodych ludzi! Jedna osoba NIE ŻYJE!!!”
Zaczęłam się rozglądać nerwowo po całym pomieszczeniu.
Niall?
Jakie szczęście, on żyje! Ale gdzie Chelsea?
Zauważyłam w oddali jakieś ciało. Pomimo mojego osłabienia, pobiegłam w stronę łóżka, na którym znajdował się…
… George.
Ja: NIE! NIE! NIE!- tym sposobem obudziłam Nialla, bo drugi chłopak był najwyraźniej w śpiączce.
Niall: Co się stało?!
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Płakałam przez cały pobyt w szpitalu. JAK MOGŁAM BYĆ  TAK GŁUPIA?!
Nie mogłam sobie odpowiedzieć a to pytanie.
Trzy dni później byłam na pogrzebie mojej przyjaciółki. Była tam cała szkoła- nasza nowa i stara klasa. Byli tam  wszyscy- oprócz Nialla. Jeszcze niecały tydzień temu siedziałam z nią na lekcjach, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się.
I co dalej?
Po pogrzebie poszłam do sklepu i pomyślałam, patrząc się na żyletki, jak Chelsea uczyła mnie z nich korzystać. Wtedy  propozycja pocięcia się była tak kusząca, że nie szło się jej oprzeć.
„Co na to powie Niall?” mówiłam w myślach. Odepchnęłam od siebie te przemyślenia. Musiałam się jakoś skarcić.

Bo to przeze mnie ONA nie żyje.
Potem zamknęłam się w pokoju i pomimo tego, że przychodził każdy, wraz z Niallem, by mnie pocieszyć, nie otwierałam.
Spojrzałam na moje nadgarstki. Nadal widniały tam wspomnienia z tamtych czasów w postaci cienkich kreseczek. Coraz grubszych, które wciąż się jeszcze czasem pojawiały, jednak już coraz rzadziej. Niall w końcu nie wytrzymał i w ten pamiętny dzień wyważył drzwi i przytulił zmarzniętą mnie do siebie. Gdy zobaczył przy mnie żyletki na których widniała krew, powiedział, że nigdy mnie nie opuści i że nie mam tego więcej robić. Ja go tylko ucałowałam w policzek, ale nie obiecałam, że się więcej nie potnę. 
Dzisiaj jestem z nim już rok od kiedy powiedział, że jestem jego jedyną.
***
 I jak Wam się podoba? Niedługo wyjdzie imagin z Zaynem, i DZIĘKUJEMY ZA 350 WEJŚĆ!!! 
Laurel xoxo

środa, 8 stycznia 2014

Na urodziny Zayna- przygotowanie!


  1. Piszemy na nadgarstku "DJ Malik".
  2. Udajemy Energy Juice przy piciu soku albo herbaty (byle by to był kolorowy napój).
  3. Przeglądamy się w każdym lusterku, oraz we wszystkim, w czym możemy siebie zobaczyć.
  4. Wrzucamy do torebki małe lusterko (do oglądania, albo by po prostu było!)
  5. Układamy jak NAJLEPIEJ I NAJIDEALNIEJ włosy!
  6. Wkładamy coś rockowego lub niebieskiego, zważając na nowy "look" Zayna.
  7. Bądźcie BAD GIRL (to się da załatwić XD).
  8. Bądźcie poważne i tajemnicze.
  9. Malujemy (jeżeli to możliwe) paznokcie na różowo (bo to ulubiony kolor Zayna na paznokciach dziewczyny).
  10. Uśmiechamy sie do każdego, bo jak powiedział Zayn "Uśmiech i masz już praktycznie wszystko zapewnione!"
Kochane! Dziękujemy WAM za te ponad 150 WEJŚĆ! To dla nas wielkie szczęście!

wtorek, 7 stycznia 2014

Imagin 1. Niall, cz.2

Nagle mnie olśniło. Jak ja nie mogłam sobie go przypomnieć. Nagle wystrzeliłam z objęć chłopaka prosto na poduchę. Dopiero potem poczułam wstyd i także smutek (który odczuwałam z mojej głupoty. Mogłabym pomyśleć trochę później… i przy okazji poczuć smak jego ust).
Przed chwilą miał mnie pocałować NIALL HORAN?!
Siedzieliśmy całe pięć minut w ciszy. Nie myślałam, że tak długo wytrzymam. Sekundy wydłużały się niemiłosiernie, a każde z nas czekało, aż pierwszy się odezwie. Patrzył na mnie z zawodem, ale jednak czułam, że w tych oczach, choć lekko, to tli się jeszcze nadzieja, że może pozwolę mu się uwieść.
- Moja kuzynka…                                                          
- Co?- popatrzył na mnie nagle, nie wiedząc, o co mi chodzi. Wtedy w jego oczach rozpętała się „burza” uczuć, z których chyba dominowała ciekawość i dezorientacja.
- Moja kuzynka bardzo cię lubi.
- No to klapa. Właśnie przed chwilą ze zwyczajnego chłopaka stałem się dla ciebie „tym” Niallem Horanem z „tego” zespołu- powiedział, robiąc cudzysłów rękami. Nie zdziwię się, jak za chwilę będziesz piszczeć…- zrezygnowany, zaczął się ubierać. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po krótkim namyśle, szepnęłam.
- Ja myślę wręcz przeciwnie. Dla mnie jesteś Niallem, niezdarnym chłopakiem przed chwilą poznanym dzięki czekoladzie, który..- tu się zaśmiałam.- niezbyt potrafi pocieszać i raczej kiepsko podrywa, sądząc  po tych ostatnich piętnastu minutach. Po prostu nie pokazałeś mi swoich mocniejszych stron, a sądzę, że jedną z nich jest głos. Mógłbyś…
- Tak?- odpowiedział, słodko przekręcając głowę to w prawo, to w lewo.
- Mógłbyś… coś zanucić… albo zaśpiewać?
- Dobrze. Zaczekaj chwilę, a  ja coś wymyślę… Masz jakąś kartkę?
- Tak, mam- i podając mu zeszyt do znienawidzonej chemii i różowy długopis, powiedziałam- trzymaj.
- Dzięki- i zaczął pisać. Robił to tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy powstała piosenka.
- Jest dedykowana dla ciebie- posłał mi oczko i wtedy zaczął śpiewać.

Kiedy skończył, nie wiedziałam, czy tak czasem nie znalazłam się w niebie. Jego dźwięczny, melodyjny głos nadal brzmiał w moich uszach, a myślami nadal byłam w słowach piosenki. Nie powstrzymałam się od jednej czy dwóch kropli łez, które bezustannie kręciły mi się w oku. Jego niebiański głos…
- (t.i.)… Wszystko dobrze?
- I to jak- powiedziałam, a kolejna słona łza spadła na białą pościel.- Mogłeś od razu śpiewać. Od początku naszego spotkania. Ale teraz zadam ci takie pytanie- czy ty zawsze zamykasz oczy przy śpiewaniu?
- Jak robię to dla kogoś wyjątkowego, to tak. A tak wychodząc z tematu, to fajna bluza. Szkoda, że tylko poplamiona...
- Dzięki. Nic nie szkodzi, wypierze się- spojrzałam na drzwi, a Niall aż podskoczył z przerażenia.
Do pokoju szpitalnego wpadła moja mama. Tata dowlókł się po chwili do nas, cały zdyszany i zziajany, jakby nie jechał z mamą, tylko biegł za jej samochodem.
- Co ty żeś jej zrobił niedorobiony palancie!- moja mama chyba zauważyła, że to go zabolało, dlatego jeszcze bardziej zaczęła rzucać w niego tak urażającymi słowami.- Głupi, niedorozwinięty smarkacz zrobił coś tak strasznego naszej (t.i.), i jeszcze ma bezczelność tutaj siedzieć i gapić się na nią jak na jakiegoś downa!
Spojrzałam na chłopaka z czułością i bezsilnością. Pokazywałam mu, by zszedł jej z drogi, ale on tego nie zauważał.  Jeżeli się postawię mamie, to będziemy mieli obydwoje kłopoty, a tak to tylko na niego nakrzyczy i się uspokoi.

- (t.i.), przepraszam cię jeszcze raz i mam nadzieję, że wyzdrowiejesz- mówił, szybko bazgroląc coś jeszcze w moim zeszycie.- Proszę.
Dał mi zeszyt, mile pożegnał się z moimi rodzicami (co przy mojej matce nie było zbyt łatwe) i wybiegł ze salki.
Po piętnastu minutach rodzice wypisywali mnie ze szpitala, wypełniali jakieś papiery i szukali kluczyków do samochodu. W drodze do domu, rodzice (jeżeli można to tak nazwać, bo mama cały czas przerywała tacie) wypytywali się mnie, co się w ogóle stało. Nie odezwałam się ani razu, od czasu wyjścia Horana. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Potem w domu, poszłam do swojego pokoju i nie wychodziłam z niego. O późnej godzinie przypomniało mi się, że w zeszycie miałam tekst piosenki.
Pod nią znajdowało się coś jeszcze. Rząd cyferek numeru komórkowego, a pod nią notka
Dzwoń, kiedy chcesz.
Xx Nialler Xx
Nagle najważniejszą rzeczą było znaleźć mój telefon. Grzebałam we wszystkich półkach, wyrzucając z nich każde „coś”, co nie było czarnym Samsungiem z pękniętym ekranem. Przeszukałam już wszystkie półki, półeczki i każdy zakamarek mojego małego, zabałaganionego pokoju.
Nagle mnie olśniło.
Kurtka!
Zbiegłam na dół i przeszukując kieszenie, znalazłam moją zgubę.
Biegłam czym prędzej do pokoju, a zamykając się na klucz wpisałam na klawiaturze numer z zeszytu. Odebrał mi męski głos.
- Tak słucham.
- Dobry wieczór, tu (t.i.) (t.n.). Czy dodzwoniłam się do Nialla? Nialla Horana?
- Tak, ale tu przy telefonie kolega, Zayn.
- A mogę z nim porozmawiać ?
- Nie ma go w domu. Powiedział, że idzie. Gdzie? Tego już nie wiem.
- Dzięki Zayn. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało.
- Gdy Niall będzie w domu, to proszę powiedz mu, że (t.i.) go potrzebuje i że ma do mnie zadzwonić. Ok.?
- Coś jeszcze?
- Tak. Podaj mi wasz adres.
Chłopak, najpierw zmieszany, pytał się po co- chciałam ich odwiedzić. Napisałam na karteczce nazwę ulicy i dom. Zayn podpowiedział nam jeszcze, że jeżeli mam ochotę wpaść do wariatkowa, to serdecznie zapraszają. Nigdy jeszcze nie czułam czegoś takiego.
Poczucie tego, że jest się przez kogoś lubianym.
Czując się szczęśliwa, zasnęłam na moim dwuosobowym łóżku, na którym rozpościerało się setki poduszek- każda w innym kolorze.
*Rano*
Szybko się ubrałam, jeszcze raz spojrzałam do zeszytu, i zadzwoniłam ponownie na numer Horana. Do moich uszu doszedł piskliwy, nabijający się głos chłopaka „Przepraszamy, użytkownik tego numeru aktualnie rozmawia. Proszę zadzwonić później”- szkoda, myślałam, że porozmawiamy.
Włączyłam laptopa (którego kupiłam za ciężko zarabiane pieniądze podczas wakacji), i napisałam w wyszukiwarce "Niall Horan". Cóż, wyskoczyło mi tylko miliony zdjęć, jedno lepsze od drugiego, a artykułów było o nim wcale nie mniej. Irlandczyk, tak? I to lubiący Nan... coś?
Poczytałam jeszcze trochę i odłożyłam urządzenie na stoliczek. Wtedy do mojego pokoju weszła mama.
- (t.i.), jak tam…- powiedziała, trzymając w rękach tackę z owocami, które chyba były dla mnie. Nie zdążyła dokończyć. Jej twarz nabrała srogiego, gniewnego tonu i wydarła się na mnie ostrzej niż wczoraj na Niallera.- (t.i.)! Czemu masz tutaj tak brudno- moja pedantyczka*, mająca świra na punkcie sprzątania i w szczególności mycia okien, odezwała się załamanym głosem.- Nie wyjdziesz stąd, póki nie posprzątasz!
- Mamo! Nie jestem już małym dzieckiem! Zostaw mnie w spokoju!- wtedy wzięła klucz z mojej szafki, i przekręcając go w dziurce mówiła już spokojnym głosem, bym posprzątała, to wtedy mnie wypuści. Dobrze, że nie zabrała mi komórki!
*Godzinę później*
Na moim łóżku znajdowały się trzy spore stosy ubrań-  w pierwszym stosiku były ubrania, w których wiem, że będę chodzić i są modne, w drugim były rzeczy, które dla mnie były już za małe albo wychodzone.
A w trzecim stosiku były rzeczy, w których wiem, że nie będę chodzić, ale za żadne skarby ich nie oddam komuś lub wyrzucę. Z każdą koszulką, która była tam, wiązało się jakieś wspomnienie. O, w tej, zielonej, dostałam swoje pierwsze zwierzątko- rybkę, którą nazwałam Nemo, choć wcale nie wyglądała jak "rybny" bohater tego filmu. Zawsze kochałam kreskówki.
Zostawiłam jedną kupkę ubrań na łóżku, a resztę schowałam do szafki. Lubię chodzić na zakupy, ale nie mam za dużo odzienia. Po prostu nie lubię wydawać bez sensu pieniędzy. Mogę sobie za nie kupić coś przydatniejszego. Właśnie tak jestem wychowana. Przypominam sobie zawsze w sklepie słowa mamy, które mówi zawsze przed wyjazdem Tylko nie kupuj badziewi!
Nigdy nie mogłam się też sprzeciwiać, w szczególności tacie.Najgorzej było, kiedy wypił. Nie szło go powstrzymać... Na mojej skórze zawsze było pięć lub więcej siniaków.
Na szczęście teraz wiem, że nie mogę pyskować i narzucać się rodzicom, bo potem są same kłopoty. A poza tym to samemu umiem sobie sama poradzić.
Na szczęście wczoraj już nie miał siły, by do mnie zajść, tak więc miałam spokój.
- Mamo!- powiedziałam cicho.- Skończyłam!
Po chwili słyszałam, jak ktoś otwiera drzwi.
- No widzisz, jak chcesz, to umiesz- powiedziała moja rodzicielka, otwierając półkę.
- To mogę już iść?
- A gdzie idziesz?
Wtedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Hej (t.i.)!
- Cześć... Posłuchaj, mogę dzisiaj wpaść?
- No jasne! Czekaj na mnie przy London Eye... Bo nie masz tam daleko, nie?
- Tak z pięć minut drogi.
- Przychodzi do nas też dzisiaj Perrie i Ell. Robimy noc filmową. Czy... Uczynisz mi ten zaszczyt i przyjdziesz do mojego domu... Ba, przy London Eye wejdziesz do MOJEGO auta i zawiozę cię prosto do MOJEGO domu?
- Może być- wtedy matka spojrzała na mnie surowo, jednak nie zwracałam na to uwagi.- Do zobaczenia!
- Pa, pa!- i wtedy się rozłączył. Uśmiechnęłam się do mamy, i by wybrnąć z sytuacji, skłamałam i  powiedziałam, że to Cherr z mojej szkoły, a dwie wymienione w rozmowie to jej koleżanki. Pytała się mnie z niedowierzaniem, dlaczego miała taki dziwny głos. Skoro mam taką komórkę, to mogę się spodziewać, że każdy brzmi jakby miał ostre zapalenie krtani. 
Będąc na miejscu, przy ogromnym diabelskim młynie, czekałam na Horana. Nie szło go nie zauważyć, bo za jego autem ciągnął się sznur... fanek!
Wpadłam do jego auta, a ten zdyszany, spytał mnie, czy ja też tak czasem za nim nie biegłam. Mruknęłam cicho, że na pewno, ale on nie usłyszał tego przez trochę zbyt mocno włączone radio.
- Co? Nie słyszałem- i wtedy zbliżył się do moich ust.
- Jesteś głupkiem i początkowym podrywaczem- wydarłam się tak, by się odsunął.
- Pozwalasz sobie na zbyt wiele... Ile ty masz lat młoda damo, że tak bezczelnie śmiesz mówić?- powiedział, udając jakiegoś ważniaka z urzędu.
- Cherr, cicho bądź. Osiemnastka mi już biła.
- Jaka znowu Cherr?
- Długa historia.
Potem z niewiadomych powodów przez resztę drogi śmialiśmy się jak głupi. To było trochę dziwne, ale przed wejściem chłopak powiedział mi, że "chłopcy" to... Raczej tak- mają mocno rozwinięty symptom głupoty. Pomyślałam, że on zresztą też.
Wchodząc do ogromnej, nieźle wypasionej willi, oberwałam poduszką w twarz. I to dwukrotnie, dopóki ktoś nie powiedział palantowi, który na mnie siedział, że to nie Niall. Wtedy rzucił poduszkę w kąt i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego skupiony wzrok wypalał mi dziury w twarzy. 
- Cześć, Harry jestem- i potrząsł swoją burzą loków, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki.- A ty, ślicznotko?
- A ja Nadal-na-mnie-siedzisz.
- Oj. Przepraszam- i posłusznie ze mnie zszedł. Wtedy Niall mnie przedstawił jako "czekoladową dziewczynę".
- A, to TY? W światłach karetki pogotowia nie wyglądasz tak pięknie...
- No co ty nie powiesz...
Potem do salonu wszedł mulat. Nie... Czy tak?
- Ty jesteś... Zen?
- Czy to takie trudne?- powiedział sam do siebie, wyczekując odpowiedzi od nie wiadomo kogo- Nie. Jestem Zayn.
Potem zapoznali mnie z resztą zespołu, poczęstowali spaghetti i jakimś wytrawnym winem (choć prosiłam o wodę), pokazali mi swoje pokoje (pokój Louisa był najbardziej zabałaganiony, wiedziałam, że płynie w nim moja krew, a na drzwiach pokoju Niallera wisiała irlandzka flaga i  jakieś logo z czerwonym kogucikiem. Spytałam się go, o co w tym chodzi- jego odpowiedź brzmiała NANDOS!!!.)
Czułam się przy nich nareszcie normalna. Nie, jak w szkole, jak jakiś odludek, którego nikt nie lubi, nie kocha i w ogóle. Czekałam tylko na to, aż poznam dziewczyny Lou i Zayna, bo na razie w tym domu byłam jedyną osobą płci żeńskiej, chyba, że o czymś nie wiem...
Na moje szczęście (jak się potem okazało) obie dziewczyny były trochę starsze ode mnie, ale jednak przyjęły mnie do "babskiego" grona. Prawiłyśmy sobie komplementy na temat makijażu, bluzek, spodni, butów, torebek, a chłopcy patrzyli na nas, jak na jakieś ufo. Po chwili się gdzieś skryli. Było podejrzanie cicho... Ell wykorzystała moment, i zaczęła mnie wypytywać, czy między mną a Niallem istnieje "chemia". Perrie i ja spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem i wszystkie trzy wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Gdy się opanowałam, cicho jej powiedziałam, że poznaliśmy się przypadkowo dwa dni temu i że jestem dla niego tylko koleżanką. Nasze rozmowy ucichły, a w domu nastała dziwna, grobowa cisza...
Perrie pokazała palcem, byśmy były cicho, jak mysz pod miotłą, i powoli zaczęłyśmy się skradać do drzwi wychodzących na patio. Usłyszałyśmy rozmowy i dźwięk otwieranego napoju. Dziewczyna skoczyła do klamki i zamknęła ich na ogródku.
- Ej... Coś mi tu nie gra-  poniosłam się i szepnęłam cicho, i zaczęłam liczyć tych idiotów za szybą. Nie było to proste, bo latali tam i z powrotem jak kot z pęcherzem.
Jeden...
Drugi...
Trzeci...
Czwarty...
- Nie ma jednego! Aaaaa- ktoś mnie podniósł, a na moją reakcję cicho się zaśmiał.
- Teraz już nie jesteś taka odważna, co?- powiedział Li, nadal mocno mnie trzymając w swoich objęciach. - Mam zakładnika, i nie zawaham się tego użyć! Wypuść ich Ell, bo ciebie jeszcze spotka podobny los- krzyczałam z uśmiechem na twarzy, że ma tego nie robić, i że sobie poradzę. Na szczęście mnie posłuchała. Chłopcy bili w szybę, by im otworzyć, jednak my ich nie słuchaliśmy.
- Ej, a wy macie tak czasem na ogródku zraszacze? Proszę, tylko jeden raz. No, YOU ONLY LIFE ONCE , nie?- prosiła go Perrie, ciągnąc za jedną rękę, by poluzować choć trochę nacisk jego umięśnionych ramion na moim ciele.
- Wisisz mi przysługę. A co do ciebie (t.i.)...
- Co mam zrobić, byś mnie puścił?
- Mocno przytulić?
Wtedy przylepiłam się do niego i pocałowałam w policzek, a on całkowicie mnie puścił.
- Tego się nie spodziewałem, ale dzięki temu wam pomogę.
Ell i Pezz mi podziękowały, mocno ściskając, a Payne posłał naszym "jeńcom" chytry uśmieszek. Ci tylko jeszcze szybciej zaczęli biegać po podwórzu.

Liam włączył zraszacze i zaprosił nas do swojego pokoju z balkonem, z widokiem na taras.
- PROSZĘ, WYŁĄCZCIE TO!- krzyczał Harry, który był już tak mokry, że nawet jego loczki opadały na głowę bezwładnie, robiąc z niego mokrego pudla.
-Oj, dziewczyny, chociaż oni nas za to zabiją, to jest to warte zachodu- powiedział zadowolony Liam, przytulając do siebie Perrie.
- Payne! Wara od MOJEJ dziewczyny! Co ja gadam, NARZECZONEJ!
Popatrzyliśmy się jeszcze trochę na nich, i wpuściliśmy ich do domu, ze względu na to, że mogą się przeziębić z powodu grudniowej pogody. Jednak ci, rządni zemsty, wrzucili nas do basenu, co śmieszniejsze, do wniesienia Liama potrzeba było tak wielu rąk, że wpadli wszyscy. Kąpaliśmy się, dopóki nie zmarzliśmy. Potem, w mokrych ubraniach, udaliśmy się do domu. Niestety zapomniałam piżamy, którą miałam zabrać. Ze wstydem zabrałam Horana w jego mokrych spodniach na stronę.
- Jest taka sprawa...
- Tak?
- Bo ja... Nie mam przy sobie innych ubrań.
- Jasne.
- Jak ci się odwdzięczę?
- Buziaczkiem?
- Czy tu wszystko jest za całusy?
- Najwyraźniej- powiedział, uśmiechając się do mnie arogancko. Nie miałam wyjścia, i dałam mu buziaka w policzek. Nie czuję do niego aż tyle, by go całować prosto w usta!
Pobiegłam z nim na górę, a on zaczął szukać w swojej stercie ciuchów jakiejkolwiek czystej koszulki. Po przekopaniu połowy znalazł idealną, z napisem i jego spodnie z luźnym kroczem. Był tylko jeden mały problem... Dał mi też słodkie skarpetki.
- Niall, a masz jakieś... majtki, albo coś?- ten wybuchł śmiechem, rzucając jednocześnie we mnie bokserkami.
Zeszłam na dół w ciuchach chłopaka, a ten, czując chyba, że tego potrzebuję, przytulił mnie, a po moim ciele przeszedł miły dreszczyk.
- No to co, dla ogrzania się?- powiedział Zayn, wyciągając kilka butelek trunków różnych gatunków.
- No, do popcornu najlepsze!
Chłopcy, pomimo namów moich i dziewczyn, włączyli horrory. Harry zażartował sobie, że jak co, to mogą się do niego przytulić. Lou od razu z tego skorzystał. Oni są jak bracia.
Na początku oglądaliśmy Ring, a potem coś jeszcze, jednak już nie tak strasznego, bo wybierał Harry. On lubi takie klimaty- romanse, komedie, ale na nieszczęście płci pięknej, nie było tego rodzaju filmów na USB Zayna.
Po trzecim filmie, nieźle wstawiony Harry powiedział, że czas zagrać w butelkę na fanty w postaci ubrań.
- Lou, dokończ dzieła- loczek podał starszemu koledze z prawie wypitą whisky, a ten dokończył ją jednym duszkiem. W tym czasie ustawialiśmy się w kółku, siadając na białym dywanie. Liam, Pezz, Niall, Zayn, Ell, Harry, ja, a Tomlison dołączył po chwili.
- No, to ja zaczynam- i zakręcił butelką, w której zostały jeszcze ostatnie krople alkoholu.
Wypadło na Liama. Wszyscy na niego spojrzeli, a Lou, powiedział z powagą.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie zboku.
- Gdyby każdy z tego zespołu, byłby dziewczyną, to z którą byś się umówił?
- Z Harrym- a wypowiedziany przedtem chłopak uśmiechnął się triumfalnie.- Dobra, teraz ja.
Li zakręcił mocno butelką, i wypadło na Ell. Wybrała wyzwanie. Miała jak najmocniej walnąć swojego chłopaka "z liścia".
- Przepraszam kotku. Muszę- i PLASK!- Boli?
- Ucałuj, to nie będzie piekło- zrobiła, co chciał.
Po kilku kolejnych głupich pytaniach i dziwnych wyzwaniach wypadło na mnie. A Harry najwyraźniej miał już ułożone wyzwania, bo jego mina mówiła sama za siebie.
- Pytanie.
- Podoba ci się KTOŚ- tu popatrzył na Nialla- z tego grona?
- Tak.
- A kto?
- Jedno pytanie, sorry.
Zakręciłam. O nie...
- Wyzwanie, nie?
- Niech ci będzie.
- Pokaż, nic nie mówiąc, jak bardzo kochasz Perrie.

Mulat piętnaście minut robił wielkie serce rękami, co wyglądało tak dziwnie, że aż śmiesznie, a Pezz napawała się tym, mówiąc wszystkim, że jest kochany, słodki, przystojny i tak dalej...
Po setce pytań każdy z nas nie miał przynajmniej jednej części garderoby- ja nie miałam horanowych spodni, za to Hazza siedział już w samych bokserkach, pokazując dość sporą kolekcję tatuaży.
Ostanie wyzwanie należało do Nialla. Miał przebiec się w samych bokserkach dookoła domu... Ze mną na baranach!
Zrzucił z siebie niepotrzebne już teraz ubrania, ukazując swoje mięśnie, wziął mnie na siebie, i zaczął biec. Niestety, po naszej zabawie w ogródku trawa była mokra i wywaliliśmy się. Leżałam perfidnie na nim, a on się tym napawał, jak małe dziecko lizakiem. Nie czekałam chwili dłużej i z niego zeszłam. Dzięki temu ja też się wywaliłam. On cicho się zaśmiał, podniósł mnie i przytulił.
Nie wiedziałam, co do niego czuję. Bo raczej zakochaniem tego nazwać nie można.
- Dzięki- i przycisnęłam go do siebie, na co on do żartu jęknął.
***
Otworzyłam leniwie oczy...
Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie myślałam chwili dłużej, przytuliłam go, obejmując jego nagi tors zimnymi rękami i lekko pocałowałam go w policzek. Chciałam to powtórzyć, ale on się obrócił, i wycelowałam w usta. Cwaniak pogłębił nasz pocałunek. Coraz bardziej się rozpędzał.
- Niegrzeczna- powiedział pomiędzy naszymi namiętnościami, delikatnie biorąc mnie na siebie i przytulając się do mnie, spytał, czy go kocham.
- Ja... Nie umiem tego opisać.
- To pokaż- i pocałowałam go najlepiej, jak umiałam.
- Teraz jesteś moja. Tylko i wyłącznie moja.
- Nie- popatrzył na mnie z przerażeniem, a ja tylko cicho szepnęłam do ucha.- To ty jesteś mój...
***
I jak wam się podoba? Wiem, trochę zbyt fantastyczne i jest w nim zbyt wiele czułości, ale moje problemy powodują takie opowiadania... Napiszcie, proszę, jak Wam się podoba i czy mam dodać  trzecią część.
Laurel xoxo