poniedziałek, 17 marca 2014
This Is Us czyli To My rozdział 3
-Boże już nie mogę się doczekać aż poznamy tych przystojnych brytyjczyków-zaśmiała się Eli-Mam też nadzieję, że spotkamy chłopaków z One Direction. Wiesz jak ich kocham.
-No tak nie dajesz mi o tym zapomnieć. Zawsze o nich gadasz. Przez ciebie zaczęłam ich słuchać.
-No to właśnie dobrze. Stworzyłam im kolejną fankę.
Właśnie One Direction są jednym z powodów dla których Elizabeth chciała studiować właśnie w Londynie. Żeby spotkać swoich idoli, pójść na ich koncert, żeby poderwać jakiegoś przystojnego chłopaka i żeby żyli długo i szczęśliwie to były jej marzenia. Bla, bla, bla. Szczerze ja nigdy nie wierzyłam w to, że marzenia się spełnią. Jednak miałam nadzieję, że w nowym miejscu to się zmieni. Również miałam nadzieję, że spotkam tu miłość swojego życia i spełnię marzenia które do tej pory wydawały mi się nierealne.
-Rose?
-Tak?
-Gdzie idziemy najpierw-zapytała zatrzymując się na chodniku.
-Hmmm... Możemy iść pod Big Ben bo mamy nie daleko, a potem na London Eye, później gdzieś jeszcze a na koniec kawa zgadzasz się?
-Kochana. Ty zawsze byłaś dobra w planowaniu sobie czasu i rozrywek ale nie wiedziałam, że aż tak-spojrzałam na nią niepewnie bo nie wiedziałam czy się zgodziła czy nie-No jasne, że się zgadzam.
Ruszyłyśmy chodnikiem w stronę Big Ben'a. Przechodziłyśmy przez jakiś park.
-Eli! Zaczekaj!
-Co się stało?
-Nic ale ten park jest dość ładny i chce porobić zdjęcia. Będziesz moją modelką?
-No jasne. Przecież zawsze ci pomagam.
Eli przybierała różne pozy i w różnych miejscach. Zdjęcia z nią zawsze wychodziły mi ślicznie. Później ona wzięła aparat i robiła nam wspólne zdjęcie tak zwane 'zdjęcia z rączki' czy jakoś tak. Po około 20 minutach robienia sobie zdjęć i śmiania się ruszyłyśmy dalej. Gdy byłyśmy już na miejscu zaczęłam znowu robić zdjęcia. Chciałam mieć pamiątkę więc Elizabeth zrobiła mi kilka zdjęć typowo turystycznych. Szłyśmy już na London Eye gdy zobaczyłam grupkę ludzi. Złapałam przyjaciółkę za rękę i poszłyśmy tam. Okazało się, że ktoś tańczył. Był to chłopak około 20 lat, był wysoki i miał czarne włosy. Na chwilę przestał tańczyć i zwrócił się do swojej 'widowni'.
-Teraz mam propozycje. Może ktoś z państwa chciałby nam zaprezentować swoje umiejętności taneczne?
Długo się nie zastanawiałam i się zgłosiłam. Chłopak zapytał jak, mam na imię i ile mam lat. Oczywiście opowiedziałam. Zapytałam go czy ma może piosenkę Best Song Ever-One Direction?
-Jasne, że mam oni są świetni. Lubisz ich?
-Tak ale tylko trochę.
-Dobrze więc teraz zatańczył dla państwa Rose Reed! Wielkie brawa!!
Gdy piosenka się zaczęła ja już nie słyszałam braw bo zatopiłam się w tańcu. Każdy krok był częścią całości. Każdy ruch był przemyślany. To była moja ulubiona piosenka i sama wymyśliłam do niej układ. Znowu usłyszałam brawa i koniec piosenki. Przestałam tańczyć i uśmiechnęłam się szeroko. Mnóstwo ludzi podchodziło i wrzucało pieniądze do fuulcap'a.
-Wow. Rose to było niesamowite. Widzę, że twoją pasją jest taniec, zgadłem?
-Tak masz rację Jacob-z uśmiechem wróciłam do przyjaciółki.
W sumie to Jacob wydał mi się całkiem spoko. Wzięłam od Eli torbę i już chciałam iść ale zatrzymał nas Jacob.
-Hej Rose.
-Tak?
-Może byś poszła ze mną na kawę kiedyś?
-Jasne z chęcią.
-To świetnie. Dasz mi swój numer to uzgodnimy wszystko.
Uśmiechnęłam się i wymieniliśmy się numerami. Przedstawiłam sobie Jacob'a i Eli. Chyba wpadł jej w oko. Zapytam ją później. Pożegnałyśmy się z chłopakiem i poszłyśmy dalej zwiedzać miasto. Po 2.5 godzin zwiedzania w końcu poszłyśmy na upragnioną kawę. Weszłyśmy do przytulnej kawiarenki przy Big Ben'ie i usiadłyśmy przy okrągłym stole. Przejrzałam menu i wybrałam karmelowe cappucino z bitą śmietaną i ciasto marchewkowe. Gdy moja przyjaciółka wybrała to samo co ja, poszłam złożyć zamówienie. Gdy wróciłam z naszym zamówieniem zobaczyłam, że Eli siedzi zamyślona.
-Ej co się stało?
-Nic. Co miałoby się stać?
-No bo od kiedy zobaczyłaś Jacob'a zachowujesz się inaczej. Przy nim się rumieniłaś i nie wiedziałaś co powiedzieć a teraz siedzisz zamyślona. Elizabeth czy on ci się podoba?
-Kurczę no tak. Podoba mi się.
-OMG moja Eli się zakochała aaaaaaa!
-Oj przymknij się głupku. Nie wszyscy muszą wiedzieć. Przez ciebie nie poderwę żadnych przystojnych chłopaków.
-Och i wróciła stara Eli.
Zaśmiałyśmy się w tym samym czasie. Dopiłyśmy kawy, dojadłyśmy ciasta i wyszłyśmy. Kierowałyśmy się do akademika bo już się powoli ściemniało. Po drodze zauważyłam chłopaka w czapce z daszkiem i w okularach, który uciekał przed fotografami.
-Kurdę El zobacz biedny chłopak. Współczuję takim gwiazdom. Nie mają ani chwili prywatności.
-No racja nie zazdroszczę ale w sumie wiesz ich to może nie ruszać są bogaci, znani, uwielbiani przez miliony osób. Czego chcieć więcej?
Doszłyśmy do akademika i ja poszłam po klucze a Elizabeth pod pokój. Przywitałam się z Anną i wróciłam do przyjaciółki. Byłam strasznie zmęczona. Rzuciłam klucze na stolik i rozłożyłam się na kanapie. Zamykałam oczy ale nie dane było mi spać bo ktoś do mnie zadzwonił. Spojrzałam na telefon. Pokazałam Elizabeth kto a ona zaczęła skakać i się cieszyć. Ucieszyłam ją i odebrałam. Musiałam wejść do swojego pokoju żeby w ciszy porozmawiać.
-Hej Jacob.
-Hej Rose. To kiedy idziemy na kawę?
-Nie wiem może jutro w południe w kawiarni niedaleko Big Ben'a?
-Dla mnie świetnie. Yyyyyy... Mam jeszcze prośbę.
-Jaką?
-Możesz wziąć ze sobą Elizabeth?
-Tak mogłabym. A co?
-Ymmm... Ona... To znaczy... Już nic...
-Podoba ci się-bardziej stwierdziłam niż spytałam.
-Tak. Nawet bardzo. Chciałbym jej jakoś zaimponować.
-Spoko. Daj jej jutro różową różę. Koniecznie różową i nie kryj przed nią, że ci się podoba.
-Lubi takie róże?
-Tak bardzo lubi.
-I czemu mam nie ukrywać?
-Bo też się jej podobasz.
(tu usłyszałam, że się bardzo ucieszył aż musiałam oddalić telefon od ucha)
-Okej to dzięki. Do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i poszłam powiedzieć przyjaciółce, że idzie jutro z nami na kawę.
-Elizabeth.
-Co jest?
-Idziesz ze mną jutro na kawę.
-Po co? Nie chce mi się. Poza tym jutro chciałam się uczyć niedługo zaczynamy szkołę pamiętaj.
-Och czyli, że muszę powiedzieć Jacob'owi, że niestety nie przyjdziesz.
-Co?!?! On chciał żebym przyszła???? Wiesz co chyba jednak nie muszę się uczyć i mogę pójść na tą kawę.
-Wiedziałam, że to cię przekona-zaśmiałam się i wyszłam z jej pokoju. Zrobiłam się bardzo senna więc poszłam do łazienki się wykąpać. Zdjęłam ubrania i weszłam pod ciepły prysznic. Umyłam się a potem swoje włosy i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam włosy ręcznikiem i wysuszyłam je. Nałożyłam piżamę składającą się z krótkich szortów i bluzki na ramiączka.Wracając do pokoju szłam przez salonik i natknęłam się na Elizabeth.
-Czekałam na ciebie.
-Po co?
-Musisz mi powiedzieć kilka rzeczy.
-Dawaj szybko bo chce spać.
-Dobra po pierwsze na którą mam być gotowa?
-Umówiliśmy się o 12 w kawiarni przy Big Ben'ie.
-Dobra. Po drugie który zestaw lepszy na jutro ten czy ten?
-Drugi lepszy.
-Okej i ostatnie pytanie ale jednak chyba najważniejsze czemu chce żebym też przyszła?
-Tego już ci nie powiem. Może sam ci jutro powie.
-No weź.
-Nie mam siły El idę spać. Dobranoc-powiedziałam kierując się do swojego pokoju.
-Dobranoc-odpowiedziała wchodząc do swojego.
Zamknęłam drzwi i położyłam się na bardzo wygodnym łóżku. Zgasiłam lampkę nocną i prawie od razy zasnęłam.
___________________________________
Hejka mam takie jedno ogłoszenie w sprawie tego opowiadania. Niestety ale na pojawienie się One Direction musicie jeszcze trochę poczekać.
Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze przez ten czas. Jestem też otwarta na pomysły z waszej strony jak mogę udoskonalić to opowiadanie. To by było na tyle.
~Perrie
wtorek, 25 lutego 2014
Mój nowy-stary blog
WŁAŚNIE GO WZNOWIŁAM... Ale nie wiem czy będzie tak słodko, jak postanowiłam.
Vicky, to Twoja zasługa.
Laurel xoxo
niedziela, 16 lutego 2014
Imagin 4. Zayn, cz.1
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić.
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.
Właśnie dlatego boje się, kiedy mówisz, że mnie kochasz"- William Shakespeare.
Tak, to ja. Siostra Louisa Tomlisona. Aha, "tego" Tommo, który jest w boysbandzie, co najlepsze wśród ludzi, których znam tylko ze zdjęć.
Ostatnio na osiemnastkę powiedział mi, że mogę się do niego przeprowadzić. Byłam bardzo zdziwiona jego decyzją, dlatego powiedziałam, że pomyślę nad tym.
Minął już miesiąc od jego ostatniego, pamiętnego przyjazdu.
To właśnie dziś mam zamiar powiedzieć o tym rodzicom, bo wcześniej nie pisłam im o tym ani słówka. Nie wiem, czy będą zadowoleni, czy źli, czy nie wiem co się jeszcze może stać.
Nie potrafiłam wytrzymać dłużej i zawołałam rodziców do pokoju. Popatrzyli ze zdziwieniem na moje spakowane rzeczy i na jednym wydechu powiedziałam im, że od jutra będę mieszkać u Lou. Ci tylko poprosili mnie o to, bym miała brata na oku, i by nie zadawać się ze złymi ludźmi.
Oni wiedzą, że czasami przypływa wzrost mojej głupoty, w szczególności, jeśli wypiję coś mocniejszego. Oj, nie trzeba wiele, by mi odbiło.
Dziwiło mnie tylko to, że tak szybko mi pozwolili. Że nie musiałam błagać na kolanach i wygłaszać długich i bardzo elokwentnych kwestii, które miałam już poukładane w głowie.
Może myśleli, że przy tym mądrym, starszym chłopaku, bardzo dojrzałym jak na swój wiek, stanę się mądrzejsza i choć trochę poprawię swoje zachowanie. A może po prostu chcieli się mnie pozbyć...
Nie wiem tego. Jednak wiem jedno. To zmieniło moje życie o dajmy sto osiemdziesiąt stopni, jak nie więcej.
***
Właśnie żegnałam się z rodzicami, gdy zadzwonił telefon.
- Przepraszam was, to Jake. Muszę odebrać.
- Wiesz, że nie lubimy tego twojego kochasia?
Byłam z nim już rok. Kochałam go tak bardzo.
Jake |
- Hej mała. Mam dzisiaj wolną chatę i wiesz...
- I co?- powiedziałam, udając, nie wiedząc, o co chodzi.
- Możemy…- Jake nie jestem od tego. Jestem dla ciebie dziewczyną, i mówiłam ci, że powiem tobie, kiedy będę gotowa.- Udowodnij mi, że mnie kochasz, bo inaczej…- nie słuchając go dalej, wyłączyłam naszą jakże poważną rozmowę. Czułam, że źle zrobiłam, jednak ja, ta zadziorna i nieposłuszna (t.i.) nie pozwolę, by ktoś mnie szantażował.Wtedy do mojej sypialni wpadła Lottie. Moja młodsza, w ogóle nie podobna do mnie siostra.- Lou jest tutaj! I przyniósł coś! To zapewne dla mnie! Jednak może znajdzie się też coś dla ciebie, bo mówił coś o tobie…Zbiegłam na dół, a mój brat siedział, wypalając na dywanie bardzo groźnym wzrokiem „dziury”, bo inaczej nie można tego nazwać. Słuchał posłusznie ojca.- To może się do mnie przenieść? Chcę, by było lepiej między nami. Ostatnio ją trochę zaniedbałem, i pomyślałem, że tak to naprawię. Nie chcę niszczyć relacji między nami, ale dzięki mojej pracy… To trudne.- Możesz ją wziąć- tata powiedział o mnie jak o jakiejś rzeczy, co trochę mnie uraziło, w szczególności po tak wzruszającej wypowiedzi mojego brata.- Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem. To nie jest łatwe zadanie, musisz pilnować nie tylko jej ale też tego całego Jake’a. Nie podoba mi się typek.Przytuliłam się z rodzicami, siostrą, i bez większych wzruszeń wsiadłam do samochodu. Louis zabrał moje walizki i ruszyliśmy. Cieszyłam się, ale moje uczucia są zawsze wyrażane wewnątrz mnie. Wszystko tam ukrywam, najbardziej ból. Jestem bardzo twarda, ale tylko i wyłącznie dzięki temu.- I jak myślisz, jacy są chłopacy?- Jeszcze nigdy ich nie widziałam idioto, ale czuję, że są spokojni jak ty- ten wybuchł śmiechem, po czym powiedział, że to on przy nich zamienia się w tego „szalonego”.- Jesteś pewna, że tego chcesz?- upewnił się przed drzwiami, dużymi i szklanymi.Przytaknęłam tylko głową i złapałam za klamkę drzwi. Te otworzyły się bez skrzypnięcia i weszłam do budynku, w którym byłam tylko raz, kiedy nie było w nim nic. Był wtedy w trakcie budowy, ale nie spodziewałam się, że mógłby być taki przestrzenny i by służył piątce, a teraz już szóstce ludzi.Nie namyślając się więcej, powiedziałam bratu, że jego dom jest bardzo czysty. On tylko nerwowo powiedział, że jest zbyt czysto i zbyt cicho. Przecież on jest taki spokojny, a teraz patrzył ze zdziwieniem na wszystkie strony. Zostawiłam go w przedpokoju, rozebrałam moje buty i pobiegłam w głąb domu. Doszłam do kuchni i znalazłam na blacie karteczkę z niedbałym, szybko napisanymJesteśmy w studiu Lou. Masz przechlapane u Paula... i nie otwieraj twojej szafy! Może się źle skończyć!!!
- Nie wchodź tutaj. Ten pokój miał być dla Darcy...- usłyszałam za sobą.
- Kogo?
- Mój największy przyjaciel, Harry, który ze mną pracuje, miał dziewczynę. Miała na imię Cherr. Kochali się mocno, a skutkiem tego stał się apetyt Cho, bo tak ją nazywaliśmy, oraz... rosnący coraz szybciej brzuch koleżanki. Była w drugim miesiącu ciąży, a tylko ona wiedziała, jaką płeć ma dziecko, ale Hazza powiedział, że to musi być dziewczynka, i nadał jej imię Darcy...- tu spochmurniał, a jego twarz nabrała smutnego wyrazu.- Niestety, ich szczęście nie trwało długo. Cherr zginęła w wypadku, jadąc na kolację z Harrym, gdzie ten miał się jej oświadczyć...
- Kiedy się... to stało?- załamanym głosem spytałam brata, który najwyraźniej był zakłopotany i co gorsza "wygasły".
- Pół roku temu... Coś przy tym. A biedny Harry do dzisiaj trzyma pierścionek zaręczynowy, i nadal nie wie, czy to był chłopczyk czy dziewczynka. Do dzisiaj się nie przyzwyczaił do tego, że w tym domu nie ma kobiety... Dlatego między innymi jesteś tutaj.
Zamilkłam. Nie odzywałam się na tyle długo, by sytuacja się trochę rozluźniła.
- Ej, a powiedziałam ci już, że ktoś zostawił ci liścik?- podałam mu karteczkę, a ten zaniepokojony pobiegł do swojego pokoju. Z góry usłyszałam tylko jego krzyk i wołanie o pomoc.
Znalazłam go... przy otwartej szafie, z której nadal wylatywały ciuchy, jedzenie, talerze, książki, płyty... gumowe kaczuszki i Bóg wie co jeszcze. Wszystko to znajdowało się na nim. Tak, a gumowa kaczuszka perfidnie na jego głowie.
- Mówiłem im, że mają posprzątać, a nie wrzucić wszystko do mnie!
Wygrzebałam go z bałaganu i podałam karteczkę zaadresowaną do niego. Powiedział, że to pismo Zayna, i że mogę mu szykować grób... Nie wiem czemu, ale tak powiedział. Potem dorzucił szybko jeszcze, że mój pokój jest przy pokoju Liama, i ubierając szybko swoje już trochę wychodzone Vansy, zabrał klucze do samochodu, wyjechał z niemałego parkingu i krzyknął, że nie mam wychodzić z domu.
Zamknęłam szczelnie drzwi, wróciłam na górę i popatrzyłam na zawalony wszystkim pokój chłopaka. To będzie kawał roboty, ale przynajmniej będę miała się czym zająć...
*dwie godziny później*
-Jeszcze tylko talerze i koniec- powiedziałam sama do siebie, z myślą, że to mi przyniesie szczęście i satysfakcję.
Pobiegłam już chyba dzisiaj po raz tysięczny na górę i pozbierałam każde naczynie, jakie się tam znajdowało. Zeszłam z nimi na dół i wsadziłam je do zmywarki. Sprawdziłam, czy w pokoju jeszcze czegoś nie ma... Wystarczyło jeszcze tylko poodkurzać i pokój Lou będzie lśnił czystością.
Udałam się w stronę pralni. Znalazłam niebieskie urządzenie, o którym istnieniu chłopaki chyba nie wiedzieli- odkurzacz.
Zrobiłam co trzeba, odłożyłam wszystko na miejsce i nareszcie usiadłam. Nie wiedziałam, że siedzenie może być takim odprężającym zajęciem.
Mówiłam już, że kocham jeść?
Otwarłam lodówkę- była cała zapełniona, a na jej wierzchu, nie wiadomo po co, była na jej karteczka "Niall ma szlaban na czekoladę- Paul"...
Nudząc się, z niewiadomych powodów wyjęłam składniki potrzebne na jajecznicę. Ale nie same jajka, tylko jeszcze boczek, cebulka, porządne przyprawy, do tego małe pomidorki koktajlowe, którymi później udekorowałam mój obiad. Zostało jeszcze trochę, dlatego "przesypałam" resztki na osobny talerz, dałam tam jeszcze kilka pomidorków, a patelnię i mój talerz dałam do zapchanej zmywarki. Włączyłam ją i poszukałam swojej sypialni.
Po raz pierwszy weszłam do nowego pokoju. Wzorowali się na tym, co kocham, i dzięki temu te pomieszczenie było takie wyjątkowe. Przy oknie na ścianie przywieszona była gitara. Kiedyś grałam, i to dość długo. Skończyłam z tym rok temu, ale chyba powrócę. z niewiadomych powodów w środku było jeszcze dwoje drzwi. Tak, dwoje.
Otwierając pierwsze, zobaczyłam wcale nie małą łazienkę z szklanym prysznicem. Dotknęłam mięciutkich ręczniczków wiszących przy umywalce. Znajdowała się tam również nieźle wyposażona toaletka. Oj, widzę, że Lou chce mnie trochę rozpieścić.
Zapaliłam światło w drugim pokoiku, a tam znalazłam raj każdej dziewczyny. Z jednej strony szafa, a z drugiej buty. "Do wyboru, do koloru". Na szczęście w szafie znalazło się jeszcze trochę miejsca, by powkładać tam trzy torby z moimi ciuchami z domu.
Włączyłam duży, znajdujący się na ścianie telewizor, i skacząc po kanałach znalazłam jakiś film. Niezbyt ciekawy, francuski film o przygodach zaginionej broszki.
Po niecałych piętnastu minutach poczułam, że powoli odpływam w krainę Morfeusza, i że nie poznam dalszych losów złotej ozdoby.
*godzinę później*
Powoli i leniwo otwarłam oczy. Nade mną stało "stado" samców. Dookoła mnie było czworo chłopaków, jednym z nich był mój brat. Wstałam niechętnie, a Lou przedstawił mnie chłopakom. Wtedy z dołu dobiegł jakiś głos, inaczej akcentowany...
- Jak dla mnie, (t.i.) może tu zostać- powiedział pewien blondyn, który przyszedł tutaj z talerzykiem jajecznicy. Na jego widok wszyscy wybuchli śmiechem.
- Dobrze się zbijało bąki?- spytał jeden z nich- lokowaty Harry. Ja odpowiedziałam tylko, że mają zobaczyć pokój Louisa.
Usłyszałam wrzaski podziwu. Jednak jeden z nich nie wiedział nawet o tym, że w tym pokoju jest dywan i pytał się mnie, gdzie go kupiłam i kiedy na to miałam czas.
W nagrodę obiecali mi, że znajdą dzisiaj czas dla mnie. Zaczynam się bać, co oni przygotują...
W pokoju wraz ze mną zostali Liam i Zayn. Mam pamięć do imion.
- Mam takie pytanie... Bo Louis powiedział ci o...- spytał się mnie Li.
- Tak, wiem o Harrym. Znam jego przeszłość.
- To dobrze, ale najlepiej nic o tym nie mówić. Czy chciałabyś, żebyśmy wyszli?
- Nie sprawiacie mi tutaj kłopotu, ale pozwólcie mi, że popatrzę na swoje nowe ubrania, które zafundowaliście mi nie wiem po co, ale niezmiernie się cieszę.
Wyszli z pokoju, ale ja nadal czułam na sobie kogoś wzrok.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam kryjącego się za drzwiami jednego z nich, ale nie wiedziałam kogo. Chciałam się spytać "ktosia", czy coś chciał, ale on zatrzasnął szybko drzwi i zostałam sama w wielkim pokoju.
***
I jak? Oceńcie, i powiedzcie, co może się wydarzyć dalej, bo jakoś nie mam weny twórczej. Znowu się na mnie zawiedziecie...
Aha, i zrobimy mały szantaż... Jeśli pod tym postem pojawią się 2 komentarze, to dopiero wtedy dodamy coś nowego.
Laurel xoxo
czwartek, 6 lutego 2014
This Is Us czyli To My rozdział 1
O matko! Już dzisiaj wylatuje z Elizabeth do Londynu na studia. Jestem pełna pozytywnej energii. Obie byłyśmy spakowane od około trzech tygodni bo jak się dowiedziałyśmy, że się dostałyśmy zaczęłyśmy się pakować. Wylot mamy za trzy godziny. Eli siedzi obok mnie w kuchni i je śniadanie. Ja nie dam rady nic jeść co jest dziwne bo ja ZAWSZE jestem głodna.
-Eli jedz szybciej bo musimy już jechać. Chyba że chcesz żeby nasza szansa na studia przepadła.
-Ok już idziemy.
-Jesteście gotowe dziewczynki-zapytała moja mama, która wiozła nas na lotnisko.
-Tak mamo. Już możemy jechać.
Wsiadłyśmy do samochodu i moja mama ruszyła. Eli dzisiaj nocowała u mnie więc nie musiałyśmy jechać do jej domu po żadne rzeczy ani żeby się pożegnała z rodzicami bo zrobiła to wczoraj. Gdy dotarłyśmy do lotniska zostało nam około 2 godziny do wylotu. Pożegnałam się z mamą i poszłyśmy pod wejście do samolotu. Siedziałyśmy w samolocie i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Zrobiłam się trochę śpiąca więc włożyłam słuchawki do uszu i zapadłam w głęboki sen.
-ROSE! WSTAWAJ ZARAZ SIĘ ROZBIJEMY!!
Wstałam jak oparzona i rozglądałam się w boki. Moja przyjaciółka zwijała się ze śmiechu na fotelu obok.
-Eli!! To nie było śmieszne-spojrzałam na nią i sama zaczęłam się śmiać.
-Hahaha... Szkoda... Że... Nie... Widziałaś... Swojej... Miny-nie dała rady mówić bo tak się śmiała.
Przestała dopiero jak z głośników wydobył się charakterystyczny dźwięk rozpoczynający informacje od pilota lub stewardess "Drodzy pasażerowie proszę o zapięcie pasów za chwilę lądujemy." Zapięłam pasy i czekałam na wylądowanie. Gdy już mogłyśmy wysiąść Eli poszła po bagaże a ja stanęłam w miejscu i powiedziałam po polsku.
-Czuje, że tu spełnię swoje marzenia-i pobiegłam za przyjaciółką.
Wzięłam walizki i poszłyśmy po taksówkę. Przed lotniskiem było ich kilka ale zobaczyłyśmy jedną z boku a obok niej stał starszy pan. Ponieważ mamy miękkie serca podeszłyśmy właśnie do niego. Staruszek spojrzał na nas smutno. Widać było że mu przykro że nikt nie jeździ z nim.
-Przepraszam. Chciałybyśmy dojechać pod ten adres-podałam panu kartkę z adresem naszego akademika.
-Och Zapraszam panie do mojego wozu-powiedział zachrypniętym głosem ale już lekko uśmiechnięty.
Włożyłyśmy walizki do bagażnika i usiadłyśmy na tylnych siedzeniach. Przez całą drogę do akademika rozmawiałyśmy z kierowcą który przedstawił się jako Roberto. Były miło i wesoły jednak musiałyśmy już wysiadać.
-Mam do ciebie prośbę Roberto.
-Zamieniam się w słuch.
-Dasz nam numer żeby po ciebie zadzwonić jakbyśmy chciały gdzieś pojechać.
-Oczywiście madame-ukłonił się lekko i trzęsącą się ręką zapisał numer w moim zeszyciku.
Pożegnałyśmy się z towarzyszem i poszłyśmy do budynku.
Pytanie
Proszę, pozostaw po sobie ślad i skomentuj to.
Laurel xoxo
sobota, 1 lutego 2014
Najlepszego Harry!
2011 |
2011 |
piątek, 31 stycznia 2014
Midnight Memories *O*
Obiecuję, że postaram się jutro wstawić urodzinowy imagin o Harry'm.
Jak Wam się podoba nasz nowy wygląd? Sama tworzyłam...
To do następnego posta- Laurel xoxo
Przygotowanie na 20. urodziny Hazzy i Midnight Memories!
- piszemy na nadgarstku "Hazza", oraz robimy sobie jego tatuaże (pokażę Wam swoje),
- robimy sobie loki,
- mówimy do każdego "Kot, ty Kocie" (ja idę z kolegą na lodowisko... Jego mina będzie niezapomniana...),
- jesteśmy trochę zboczeni (ja już jestem XD),
- śmiejemy się,
- jesteśmy pogodni,
- ze wszystkiego sobie żartujemy,
- składamy Harremu życzenia na Twitterze,
- ubiór podobny do ubioru solenizanta (potargane rurki, apaszka, T-shirt, koszula w kratę itp.)
Trzeba mu powiedzieć, że może sobie kupić nowe spodnie za te pieniądze z koncertów... |
- wszędzie piszemy 69.
Okej, a teraz o teledysku do Midnight Memories!
Cała prawda...
A więc tak:
- w Angli (GTM+0) teledysk wychodzi o 16:00, tak więc u NAS o 17:00,
- jeżeli masz konto na YT, to się wyloguj, bo nawet jeśli wejdziesz sto razy, to będzie się liczyło jak raz,
- odświeżaj stronę, a nie filmik,
- musisz zobaczyć trzy czwarte teledysku (bez przewijania), bo inaczej się nie będzie liczyło,
- ciesz się jak głupia od początku do końca!
A tu najlepszy moment TMH!
czwartek, 30 stycznia 2014
This Is Us czyli To My rozdział 2
Gdy znalazłyśmy się już w naszym miejscu zamieszkania podeszłyśmy do recepcji. Siedziała tam dziewczyna na oko 20 letnia, blondynka z dużymi zielonymi oczami.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc-zapytała ze szczerym uśmiechem.
-Chciałybyśmy odebrać pokój. Był zarezerwowany dla nas.
-Na jakie nazwisko?
-Nie jestem pewna ale może być Reed albo Moore.
-Momencik już szukam-patrzyła chwilę na monitor i odezwała się-Rose Reed i Elizabeth Moore?
-Tak to my.
-Dobrze. Wasz pokój jest w lewym skrzydle a numer to 115. W prawym skrzydle są pokoje chłopców, na górze jest salon gdzie są różne rzeczy do nauki i odpoczynku. Na lewo od niego jest stołówka i kuchnia, na prawo jest siłownia a za akademikiem jest basen, różne boiska i kort do tenisa. Proszę to wasze klucze. Jakbyście jeszcze czegoś potrzebowały to przychodzcie a jak mnie nie będzie to pytajcie o Annę Pinnock.
-Dziękujemy pani Pinnock.
-Och mówcie mi Anno.
-Okej. To dzięki. My już pójdziemy do pokoju.
-Okej narka.
Wzięłyśmy walizki i poszłyśmy do pokoju. Chwilę szłyśmy długim i szerokim korytarzem. Po drodze mijałyśmy kilka osób. Gdy w końcu weszłyśmy do pokoju stanęłyśmy jak wryte. Pokój był O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla dwóch osób. Były dwa dwuosobowe łóżka, dwie ogromne szafy, wielka łazienka, dwa biurka z laptopami i ogólnie było wszystko. DOSŁOWNIE! Był nawet gigantyczny telewizor plazmowy i wielkie radio. A pokój był podzielony ścianą na trzy mniejsze pokoiki tak że każda miała trochę więcej prywatności a wiem że Elizabeth się to przyda jak zacznie podrywać chłopaków i zapraszać ich do siebie "na noc". Ale wszyscy wiemy że wyjdzie na to że wylądują razem w łóżku. Więc jestem zadowolona z tego.
-Nie pomyliłyśmy pokoi? To nie może być nasz.
-Nie no... To nasz... Numer 115 zgadza się.
-Dobra. Chodź rozpakujemy się i muszę jeszcze zadzwonić do rodziców-powiedziałam jak mi się przypomniało.
Poszłyśmy do swoich części pokoju, położyłyśmy walizki na łóżkach i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Po jakiejś pół godziny skończyłyśmy i włożyłyśmy walizki na szaf. Usiadłam na łóżku a Eli włożyła słuchawki i odpłynęła. Zadzwoniłam do rodziców i gadaliśmy chwilę. Jak skończyłam odłożyłam telefon i położyłam się na miękkim łóżku. Oczy zrobiły mi się ciężkie i prawie bym zasnęła gdyby nie to że ktoś pukał. Wstałam z łóżka i walnęłam Elizabeth poduszką w głowę żeby zdjęła słuchawki. Podeszłam do drzwi które po chwili stanęły otworem. Przede mną stała wysoka szatynka z brązowym oczami.
-Cześć. Mogę wejść?
-Hej. Tak no jasne wejdź.
-Mam na imię Liv. Jestem z komitetu powitalnego nowych studentów. Ty jesteś Rose o ile się nie mylę, tak?
-Tak to ja. A to moja przyjaciółka Eli.
-Eli? To jest zdrobnienie od jakiegoś imienia?
-Moje pełne imię to Elizabeth ale moim zdaniem jest trochę za długie.
-Ja zmieniłam imię na Liv bo naprawdę mam na imię Liwia ale dla brytyjczyków to trudne do wymówienia. Skąd jesteście?
-Mieszkamy w Dublinie. Obok siebie a ty?
-Ja przyjechałam z Polski. Konkretnie z Warszawy.
-Na prawdę?
-Tak. To dziwne-zapytała zmieszana.
-Nie, nie o to mi chodzi. Tylko ja też jestem z Polski z Warszawy. Jak miałam 8 lat przeprowadziliśmy się do Dublina.
-O to świetnie. Odkąd tu jestem nigdy nie spotkałam Polki ani Polaka.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od około dwóch tygodni. Jestem na pierwszym roku tak jak wy.
-I już wzięli cie do komitetu powitalnego?
-Tak bo uznali że szybko się zapoznaje z ludźmi bo znam już połowę osób z naszego akademika bo połowy jeszcze nie ma. Według nich jestem też miła czy coś.
-Wow no to nieźle.
-No i znam też kilka osób spoza szkoły bo już trochę chodziłam po Londynie. A jak wam się podoba akademik? Bo chyba jeszcze nie zdążyłyście pochodzić po mieście, prawda?
-Racja. Co do akademika to jest świetny. Pokój jest O-G-R-O-M-N-Y i tylko dla naszej dwójki to jest wspaniałe.
-No właśnie to jest nieziemskie. Ugh muszę już iść witać resztę ale jakby co to zapraszam do siebie pokój numer 125.
-Okej dzięki za zaproszenie.
-Dobra lecę papa.
-Pa Li
Dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi a my usiadłyśmy na kanapie w saloniku.
-Rose co ty na to żeby pozwiedzać trochę miasto?
-Ja jestem za. To chodź idziemy.
Wstałam i poszłam do siebie. Tam wzięłam z szafy torebkę i włożyłam do niej telefon, portfel, chusteczki i pomadkę. No i oczywiście ukochany aparat bo uwielbiam robić zdjęcia ale nie aż tak jak tańczyć. Jak już byłam gotowa poszłam po Eli która właśnie wychodziła.
środa, 29 stycznia 2014
Imagin 3. Niall
Jedna z dziewczyn-plastików przystawiała się do Nialla, ale ten oburzony jej zachowaniem, powiedział, co o niej myśli, i że jest ze mną.
W środku imprezy Niall poprosił mnie na podest. Przyciągnął mnie do mnie i powiedział.
Zeszliśmy z parkietu, a ponieważ było już późno, wróciliśmy powolnym spacerkiem do domu. Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi, a wtedy dopiero przypomniałam sobie, że nie wzięłam kluczy. Pukałam jak głupia, a on mi przypominiał o wyjeździe rodziców.
Niall: Chyba nie masz innego wyboru jak iść do mnie...
Weszliśmy do jego mieszkania. Jego rodzice zawsze byli wszędzie, tylko nie w domu. No cóż, biznesmeni... Ale są też dobre strony mieszkania samemu. Wiedziałam, gdzie się znajduje jego pokój. Powiedział tylko, że wyjmie sobie koc i zaraz wyjdzie. Ja tego nie chciałam, ale nie mogę mu się narzucać...
Powinnam spać już trzy godziny. Ale tutaj jest jakoś dziwnie bez niego. Ba, bez niego, to tylko pomalowane na granatowo cztery ściany i kilka mebli.
Weszłam cichutko do salonu i szepnęłam.
Ja: Nie śpisz?
Niall: Nie.
Ja: A mogę... Mogę się do ciebie przytulić? Tam jest zimno i nie umiem zasnąć...
On odsłonił kołdrę i poklepał dwa razy kanapę. Powiedział, że pójdzie po poduszkę dla mnie i że zaraz wróci. Postanowiłam zrobić mu małą niespodziankę i skryć się za rogiem pokoju. Gdy przyszedł, zawołał moje imię dwa razy, a ja wyskoczyłam z ukrycia i pocałowałam w usta. Ten upuścił białą poduszkę i przywarł mną do ściany.
Później wziął mnie na ręce i zabrał pod ciepłą kołderkę. Przytuliłam się do jego ciepłego ciała i w takiej pozycji prawie natychmiastowo zasnęłam, a on delikatnie masował moją rękę.
środa, 8 stycznia 2014
Na urodziny Zayna- przygotowanie!
- Piszemy na nadgarstku "DJ Malik".
- Udajemy Energy Juice przy piciu soku albo herbaty (byle by to był kolorowy napój).
- Przeglądamy się w każdym lusterku, oraz we wszystkim, w czym możemy siebie zobaczyć.
- Wrzucamy do torebki małe lusterko (do oglądania, albo by po prostu było!)
- Układamy jak NAJLEPIEJ I NAJIDEALNIEJ włosy!
- Wkładamy coś rockowego lub niebieskiego, zważając na nowy "look" Zayna.
- Bądźcie BAD GIRL (to się da załatwić XD).
- Bądźcie poważne i tajemnicze.
- Malujemy (jeżeli to możliwe) paznokcie na różowo (bo to ulubiony kolor Zayna na paznokciach dziewczyny).
- Uśmiechamy sie do każdego, bo jak powiedział Zayn "Uśmiech i masz już praktycznie wszystko zapewnione!"
wtorek, 7 stycznia 2014
Imagin 1. Niall, cz.2
Włączyłam laptopa (którego kupiłam za ciężko zarabiane pieniądze podczas wakacji), i napisałam w wyszukiwarce "Niall Horan". Cóż, wyskoczyło mi tylko miliony zdjęć, jedno lepsze od drugiego, a artykułów było o nim wcale nie mniej. Irlandczyk, tak? I to lubiący Nan... coś?
*Godzinę później*
Na moim łóżku znajdowały się trzy spore stosy ubrań- w pierwszym stosiku były ubrania, w których wiem, że będę chodzić i są modne, w drugim były rzeczy, które dla mnie były już za małe albo wychodzone.
Zostawiłam jedną kupkę ubrań na łóżku, a resztę schowałam do szafki. Lubię chodzić na zakupy, ale nie mam za dużo odzienia. Po prostu nie lubię wydawać bez sensu pieniędzy. Mogę sobie za nie kupić coś przydatniejszego. Właśnie tak jestem wychowana. Przypominam sobie zawsze w sklepie słowa mamy, które mówi zawsze przed wyjazdem Tylko nie kupuj badziewi!
Nigdy nie mogłam się też sprzeciwiać, w szczególności tacie.Najgorzej było, kiedy wypił. Nie szło go powstrzymać... Na mojej skórze zawsze było pięć lub więcej siniaków.
Na szczęście teraz wiem, że nie mogę pyskować i narzucać się rodzicom, bo potem są same kłopoty. A poza tym to samemu umiem sobie sama poradzić.
Na szczęście wczoraj już nie miał siły, by do mnie zajść, tak więc miałam spokój.
- Mamo!- powiedziałam cicho.- Skończyłam!
Po chwili słyszałam, jak ktoś otwiera drzwi.
- No widzisz, jak chcesz, to umiesz- powiedziała moja rodzicielka, otwierając półkę.
- To mogę już iść?
- A gdzie idziesz?
Wtedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Hej (t.i.)!
- Cześć... Posłuchaj, mogę dzisiaj wpaść?
- No jasne! Czekaj na mnie przy London Eye... Bo nie masz tam daleko, nie?
- Tak z pięć minut drogi.
- Przychodzi do nas też dzisiaj Perrie i Ell. Robimy noc filmową. Czy... Uczynisz mi ten zaszczyt i przyjdziesz do mojego domu... Ba, przy London Eye wejdziesz do MOJEGO auta i zawiozę cię prosto do MOJEGO domu?
- Może być- wtedy matka spojrzała na mnie surowo, jednak nie zwracałam na to uwagi.- Do zobaczenia!
- Pa, pa!- i wtedy się rozłączył. Uśmiechnęłam się do mamy, i by wybrnąć z sytuacji, skłamałam i powiedziałam, że to Cherr z mojej szkoły, a dwie wymienione w rozmowie to jej koleżanki. Pytała się mnie z niedowierzaniem, dlaczego miała taki dziwny głos. Skoro mam taką komórkę, to mogę się spodziewać, że każdy brzmi jakby miał ostre zapalenie krtani.
Będąc na miejscu, przy ogromnym diabelskim młynie, czekałam na Horana. Nie szło go nie zauważyć, bo za jego autem ciągnął się sznur... fanek!
Wpadłam do jego auta, a ten zdyszany, spytał mnie, czy ja też tak czasem za nim nie biegłam. Mruknęłam cicho, że na pewno, ale on nie usłyszał tego przez trochę zbyt mocno włączone radio.
- Co? Nie słyszałem- i wtedy zbliżył się do moich ust.
- Jesteś głupkiem i początkowym podrywaczem- wydarłam się tak, by się odsunął.
- Pozwalasz sobie na zbyt wiele... Ile ty masz lat młoda damo, że tak bezczelnie śmiesz mówić?- powiedział, udając jakiegoś ważniaka z urzędu.
- Cherr, cicho bądź. Osiemnastka mi już biła.
- Jaka znowu Cherr?
- Długa historia.
Potem z niewiadomych powodów przez resztę drogi śmialiśmy się jak głupi. To było trochę dziwne, ale przed wejściem chłopak powiedział mi, że "chłopcy" to... Raczej tak- mają mocno rozwinięty symptom głupoty. Pomyślałam, że on zresztą też.
Wchodząc do ogromnej, nieźle wypasionej willi, oberwałam poduszką w twarz. I to dwukrotnie, dopóki ktoś nie powiedział palantowi, który na mnie siedział, że to nie Niall. Wtedy rzucił poduszkę w kąt i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego skupiony wzrok wypalał mi dziury w twarzy.
- Cześć, Harry jestem- i potrząsł swoją burzą loków, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki.- A ty, ślicznotko?
- A ja Nadal-na-mnie-siedzisz.
- Oj. Przepraszam- i posłusznie ze mnie zszedł. Wtedy Niall mnie przedstawił jako "czekoladową dziewczynę".
- A, to TY? W światłach karetki pogotowia nie wyglądasz tak pięknie...
- No co ty nie powiesz...
Potem do salonu wszedł mulat. Nie... Czy tak?
- Ty jesteś... Zen?
- Czy to takie trudne?- powiedział sam do siebie, wyczekując odpowiedzi od nie wiadomo kogo- Nie. Jestem Zayn.
Potem zapoznali mnie z resztą zespołu, poczęstowali spaghetti i jakimś wytrawnym winem (choć prosiłam o wodę), pokazali mi swoje pokoje (pokój Louisa był najbardziej zabałaganiony, wiedziałam, że płynie w nim moja krew, a na drzwiach pokoju Niallera wisiała irlandzka flaga i jakieś logo z czerwonym kogucikiem. Spytałam się go, o co w tym chodzi- jego odpowiedź brzmiała NANDOS!!!.)
Czułam się przy nich nareszcie normalna. Nie, jak w szkole, jak jakiś odludek, którego nikt nie lubi, nie kocha i w ogóle. Czekałam tylko na to, aż poznam dziewczyny Lou i Zayna, bo na razie w tym domu byłam jedyną osobą płci żeńskiej, chyba, że o czymś nie wiem...
Na moje szczęście (jak się potem okazało) obie dziewczyny były trochę starsze ode mnie, ale jednak przyjęły mnie do "babskiego" grona. Prawiłyśmy sobie komplementy na temat makijażu, bluzek, spodni, butów, torebek, a chłopcy patrzyli na nas, jak na jakieś ufo. Po chwili się gdzieś skryli. Było podejrzanie cicho... Ell wykorzystała moment, i zaczęła mnie wypytywać, czy między mną a Niallem istnieje "chemia". Perrie i ja spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem i wszystkie trzy wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Gdy się opanowałam, cicho jej powiedziałam, że poznaliśmy się przypadkowo dwa dni temu i że jestem dla niego tylko koleżanką. Nasze rozmowy ucichły, a w domu nastała dziwna, grobowa cisza...
Perrie pokazała palcem, byśmy były cicho, jak mysz pod miotłą, i powoli zaczęłyśmy się skradać do drzwi wychodzących na patio. Usłyszałyśmy rozmowy i dźwięk otwieranego napoju. Dziewczyna skoczyła do klamki i zamknęła ich na ogródku.
- Ej... Coś mi tu nie gra- poniosłam się i szepnęłam cicho, i zaczęłam liczyć tych idiotów za szybą. Nie było to proste, bo latali tam i z powrotem jak kot z pęcherzem.
Jeden...
Drugi...
Trzeci...
Czwarty...
- Nie ma jednego! Aaaaa- ktoś mnie podniósł, a na moją reakcję cicho się zaśmiał.
- Teraz już nie jesteś taka odważna, co?- powiedział Li, nadal mocno mnie trzymając w swoich objęciach. - Mam zakładnika, i nie zawaham się tego użyć! Wypuść ich Ell, bo ciebie jeszcze spotka podobny los- krzyczałam z uśmiechem na twarzy, że ma tego nie robić, i że sobie poradzę. Na szczęście mnie posłuchała. Chłopcy bili w szybę, by im otworzyć, jednak my ich nie słuchaliśmy.
- Ej, a wy macie tak czasem na ogródku zraszacze? Proszę, tylko jeden raz. No, YOU ONLY LIFE ONCE , nie?- prosiła go Perrie, ciągnąc za jedną rękę, by poluzować choć trochę nacisk jego umięśnionych ramion na moim ciele.
- Wisisz mi przysługę. A co do ciebie (t.i.)...
- Co mam zrobić, byś mnie puścił?
- Mocno przytulić?
Wtedy przylepiłam się do niego i pocałowałam w policzek, a on całkowicie mnie puścił.
- Tego się nie spodziewałem, ale dzięki temu wam pomogę.
Ell i Pezz mi podziękowały, mocno ściskając, a Payne posłał naszym "jeńcom" chytry uśmieszek. Ci tylko jeszcze szybciej zaczęli biegać po podwórzu.
Liam włączył zraszacze i zaprosił nas do swojego pokoju z balkonem, z widokiem na taras.
- PROSZĘ, WYŁĄCZCIE TO!- krzyczał Harry, który był już tak mokry, że nawet jego loczki opadały na głowę bezwładnie, robiąc z niego mokrego pudla.
-Oj, dziewczyny, chociaż oni nas za to zabiją, to jest to warte zachodu- powiedział zadowolony Liam, przytulając do siebie Perrie.
- Payne! Wara od MOJEJ dziewczyny! Co ja gadam, NARZECZONEJ!
Popatrzyliśmy się jeszcze trochę na nich, i wpuściliśmy ich do domu, ze względu na to, że mogą się przeziębić z powodu grudniowej pogody. Jednak ci, rządni zemsty, wrzucili nas do basenu, co śmieszniejsze, do wniesienia Liama potrzeba było tak wielu rąk, że wpadli wszyscy. Kąpaliśmy się, dopóki nie zmarzliśmy. Potem, w mokrych ubraniach, udaliśmy się do domu. Niestety zapomniałam piżamy, którą miałam zabrać. Ze wstydem zabrałam Horana w jego mokrych spodniach na stronę.
- Jest taka sprawa...
- Tak?
- Bo ja... Nie mam przy sobie innych ubrań.
- Jasne.
- Jak ci się odwdzięczę?
- Buziaczkiem?
- Czy tu wszystko jest za całusy?
- Najwyraźniej- powiedział, uśmiechając się do mnie arogancko. Nie miałam wyjścia, i dałam mu buziaka w policzek. Nie czuję do niego aż tyle, by go całować prosto w usta!
Pobiegłam z nim na górę, a on zaczął szukać w swojej stercie ciuchów jakiejkolwiek czystej koszulki. Po przekopaniu połowy znalazł idealną, z napisem i jego spodnie z luźnym kroczem. Był tylko jeden mały problem... Dał mi też słodkie skarpetki.
- Niall, a masz jakieś... majtki, albo coś?- ten wybuchł śmiechem, rzucając jednocześnie we mnie bokserkami.
Zeszłam na dół w ciuchach chłopaka, a ten, czując chyba, że tego potrzebuję, przytulił mnie, a po moim ciele przeszedł miły dreszczyk.
- No to co, dla ogrzania się?- powiedział Zayn, wyciągając kilka butelek trunków różnych gatunków.
- No, do popcornu najlepsze!
Chłopcy, pomimo namów moich i dziewczyn, włączyli horrory. Harry zażartował sobie, że jak co, to mogą się do niego przytulić. Lou od razu z tego skorzystał. Oni są jak bracia.
Na początku oglądaliśmy Ring, a potem coś jeszcze, jednak już nie tak strasznego, bo wybierał Harry. On lubi takie klimaty- romanse, komedie, ale na nieszczęście płci pięknej, nie było tego rodzaju filmów na USB Zayna.
Po trzecim filmie, nieźle wstawiony Harry powiedział, że czas zagrać w butelkę na fanty w postaci ubrań.
- Lou, dokończ dzieła- loczek podał starszemu koledze z prawie wypitą whisky, a ten dokończył ją jednym duszkiem. W tym czasie ustawialiśmy się w kółku, siadając na białym dywanie. Liam, Pezz, Niall, Zayn, Ell, Harry, ja, a Tomlison dołączył po chwili.
- No, to ja zaczynam- i zakręcił butelką, w której zostały jeszcze ostatnie krople alkoholu.
Wypadło na Liama. Wszyscy na niego spojrzeli, a Lou, powiedział z powagą.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie zboku.
- Gdyby każdy z tego zespołu, byłby dziewczyną, to z którą byś się umówił?
- Z Harrym- a wypowiedziany przedtem chłopak uśmiechnął się triumfalnie.- Dobra, teraz ja.
Li zakręcił mocno butelką, i wypadło na Ell. Wybrała wyzwanie. Miała jak najmocniej walnąć swojego chłopaka "z liścia".
- Przepraszam kotku. Muszę- i PLASK!- Boli?
- Ucałuj, to nie będzie piekło- zrobiła, co chciał.
Po kilku kolejnych głupich pytaniach i dziwnych wyzwaniach wypadło na mnie. A Harry najwyraźniej miał już ułożone wyzwania, bo jego mina mówiła sama za siebie.
- Pytanie.
- Podoba ci się KTOŚ- tu popatrzył na Nialla- z tego grona?
- Tak.
- A kto?
- Jedno pytanie, sorry.
Zakręciłam. O nie...
- Wyzwanie, nie?
- Niech ci będzie.
- Pokaż, nic nie mówiąc, jak bardzo kochasz Perrie.
Mulat piętnaście minut robił wielkie serce rękami, co wyglądało tak dziwnie, że aż śmiesznie, a Pezz napawała się tym, mówiąc wszystkim, że jest kochany, słodki, przystojny i tak dalej...
Po setce pytań każdy z nas nie miał przynajmniej jednej części garderoby- ja nie miałam horanowych spodni, za to Hazza siedział już w samych bokserkach, pokazując dość sporą kolekcję tatuaży.
Ostanie wyzwanie należało do Nialla. Miał przebiec się w samych bokserkach dookoła domu... Ze mną na baranach!
Zrzucił z siebie niepotrzebne już teraz ubrania, ukazując swoje mięśnie, wziął mnie na siebie, i zaczął biec. Niestety, po naszej zabawie w ogródku trawa była mokra i wywaliliśmy się. Leżałam perfidnie na nim, a on się tym napawał, jak małe dziecko lizakiem. Nie czekałam chwili dłużej i z niego zeszłam. Dzięki temu ja też się wywaliłam. On cicho się zaśmiał, podniósł mnie i przytulił.
Nie wiedziałam, co do niego czuję. Bo raczej zakochaniem tego nazwać nie można.
- Dzięki- i przycisnęłam go do siebie, na co on do żartu jęknął.
***
Otworzyłam leniwie oczy...
Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie myślałam chwili dłużej, przytuliłam go, obejmując jego nagi tors zimnymi rękami i lekko pocałowałam go w policzek. Chciałam to powtórzyć, ale on się obrócił, i wycelowałam w usta. Cwaniak pogłębił nasz pocałunek. Coraz bardziej się rozpędzał.
- Niegrzeczna- powiedział pomiędzy naszymi namiętnościami, delikatnie biorąc mnie na siebie i przytulając się do mnie, spytał, czy go kocham.
- Ja... Nie umiem tego opisać.
- To pokaż- i pocałowałam go najlepiej, jak umiałam.
- Teraz jesteś moja. Tylko i wyłącznie moja.
- Nie- popatrzył na mnie z przerażeniem, a ja tylko cicho szepnęłam do ucha.- To ty jesteś mój...
***
I jak wam się podoba? Wiem, trochę zbyt fantastyczne i jest w nim zbyt wiele czułości, ale moje problemy powodują takie opowiadania... Napiszcie, proszę, jak Wam się podoba i czy mam dodać trzecią część.
Laurel xoxo