~~~~~~~~~~Rose~~~~~~~~~~
O matko! Już dzisiaj wylatuje z Elizabeth do Londynu na studia. Jestem pełna pozytywnej energii. Obie byłyśmy spakowane od około trzech tygodni bo jak się dowiedziałyśmy, że się dostałyśmy zaczęłyśmy się pakować. Wylot mamy za trzy godziny. Eli siedzi obok mnie w kuchni i je śniadanie. Ja nie dam rady nic jeść co jest dziwne bo ja ZAWSZE jestem głodna.
-Eli jedz szybciej bo musimy już jechać. Chyba że chcesz żeby nasza szansa na studia przepadła.
-Ok już idziemy.
-Jesteście gotowe dziewczynki-zapytała moja mama, która wiozła nas na lotnisko.
-Tak mamo. Już możemy jechać.
Wsiadłyśmy do samochodu i moja mama ruszyła. Eli dzisiaj nocowała u mnie więc nie musiałyśmy jechać do jej domu po żadne rzeczy ani żeby się pożegnała z rodzicami bo zrobiła to wczoraj. Gdy dotarłyśmy do lotniska zostało nam około 2 godziny do wylotu. Pożegnałam się z mamą i poszłyśmy pod wejście do samolotu. Siedziałyśmy w samolocie i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Zrobiłam się trochę śpiąca więc włożyłam słuchawki do uszu i zapadłam w głęboki sen.
-ROSE! WSTAWAJ ZARAZ SIĘ ROZBIJEMY!!
Wstałam jak oparzona i rozglądałam się w boki. Moja przyjaciółka zwijała się ze śmiechu na fotelu obok.
-Eli!! To nie było śmieszne-spojrzałam na nią i sama zaczęłam się śmiać.
-Hahaha... Szkoda... Że... Nie... Widziałaś... Swojej... Miny-nie dała rady mówić bo tak się śmiała.
Przestała dopiero jak z głośników wydobył się charakterystyczny dźwięk rozpoczynający informacje od pilota lub stewardess "Drodzy pasażerowie proszę o zapięcie pasów za chwilę lądujemy." Zapięłam pasy i czekałam na wylądowanie. Gdy już mogłyśmy wysiąść Eli poszła po bagaże a ja stanęłam w miejscu i powiedziałam po polsku.
-Czuje, że tu spełnię swoje marzenia-i pobiegłam za przyjaciółką.
Wzięłam walizki i poszłyśmy po taksówkę. Przed lotniskiem było ich kilka ale zobaczyłyśmy jedną z boku a obok niej stał starszy pan. Ponieważ mamy miękkie serca podeszłyśmy właśnie do niego. Staruszek spojrzał na nas smutno. Widać było że mu przykro że nikt nie jeździ z nim.
-Przepraszam. Chciałybyśmy dojechać pod ten adres-podałam panu kartkę z adresem naszego akademika.
-Och Zapraszam panie do mojego wozu-powiedział zachrypniętym głosem ale już lekko uśmiechnięty.
Włożyłyśmy walizki do bagażnika i usiadłyśmy na tylnych siedzeniach. Przez całą drogę do akademika rozmawiałyśmy z kierowcą który przedstawił się jako Roberto. Były miło i wesoły jednak musiałyśmy już wysiadać.
-Mam do ciebie prośbę Roberto.
-Zamieniam się w słuch.
-Dasz nam numer żeby po ciebie zadzwonić jakbyśmy chciały gdzieś pojechać.
-Oczywiście madame-ukłonił się lekko i trzęsącą się ręką zapisał numer w moim zeszyciku.
Pożegnałyśmy się z towarzyszem i poszłyśmy do budynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz