wtorek, 25 lutego 2014

Mój nowy-stary blog

Jeśli jeszcze pamiętacie (moi stali czytelnicy), że kiedyś pisałam tego bloga- (KLIK).
WŁAŚNIE GO WZNOWIŁAM... Ale nie wiem czy będzie tak słodko, jak postanowiłam.
Vicky, to Twoja zasługa.
Laurel xoxo

niedziela, 16 lutego 2014

Imagin 4. Zayn, cz.1

"Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać.
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić.
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.
Właśnie dlatego boje się, kiedy mówisz, że mnie kochasz"- William Shakespeare.
Tak, to ja. Siostra Louisa Tomlisona. Aha, "tego" Tommo, który jest w boysbandzie, co najlepsze wśród ludzi, których znam tylko ze zdjęć.
Ostatnio na osiemnastkę powiedział mi, że mogę się do niego przeprowadzić. Byłam bardzo zdziwiona jego decyzją, dlatego powiedziałam, że pomyślę nad tym.
Minął już miesiąc od jego ostatniego, pamiętnego przyjazdu.
To właśnie dziś mam zamiar powiedzieć o tym rodzicom, bo wcześniej nie pisłam im o tym ani słówka. Nie wiem, czy będą zadowoleni, czy źli, czy nie wiem co się jeszcze może stać.
Nie potrafiłam wytrzymać dłużej i zawołałam rodziców do pokoju. Popatrzyli ze zdziwieniem na moje spakowane rzeczy i na jednym wydechu powiedziałam im, że od jutra będę mieszkać u Lou. Ci tylko poprosili mnie o to, bym miała brata na oku, i by nie zadawać się ze złymi ludźmi.
Oni wiedzą, że czasami przypływa wzrost mojej głupoty, w szczególności, jeśli wypiję coś mocniejszego. Oj, nie trzeba wiele, by mi odbiło.
Dziwiło mnie tylko to, że tak szybko mi pozwolili. Że nie musiałam błagać na kolanach i wygłaszać długich i bardzo elokwentnych kwestii, które miałam już poukładane w głowie.
Może myśleli, że przy tym mądrym, starszym chłopaku, bardzo dojrzałym jak na swój wiek, stanę się mądrzejsza i choć trochę poprawię swoje zachowanie. A może po prostu chcieli się mnie pozbyć...
Nie wiem tego. Jednak wiem jedno. To zmieniło moje życie o dajmy sto osiemdziesiąt stopni, jak nie więcej.
 ***
Właśnie żegnałam się z rodzicami, gdy zadzwonił telefon.
- Przepraszam was, to Jake. Muszę odebrać.
- Wiesz, że nie lubimy tego twojego kochasia?
Byłam z nim już rok. Kochałam go tak bardzo.
Jake


- Hej mała. Mam dzisiaj wolną chatę i wiesz...
- I co?- powiedziałam, udając, nie wiedząc, o co chodzi.
- Możemy…- Jake nie jestem od tego. Jestem dla ciebie dziewczyną, i mówiłam ci, że powiem tobie, kiedy będę gotowa.- Udowodnij mi, że mnie kochasz, bo inaczej…- nie słuchając go dalej, wyłączyłam naszą jakże poważną rozmowę. Czułam, że źle zrobiłam, jednak ja, ta zadziorna i nieposłuszna (t.i.)  nie pozwolę, by ktoś mnie szantażował.Wtedy do mojej sypialni wpadła Lottie. Moja młodsza, w ogóle nie podobna do mnie siostra.- Lou jest tutaj! I przyniósł coś! To zapewne dla mnie! Jednak może znajdzie się też coś dla ciebie, bo mówił coś o tobie…Zbiegłam na dół, a mój brat siedział, wypalając na dywanie bardzo groźnym wzrokiem „dziury”, bo inaczej nie można tego nazwać. Słuchał posłusznie ojca.- To może się do mnie przenieść? Chcę, by było lepiej między nami. Ostatnio ją trochę zaniedbałem, i pomyślałem, że tak to naprawię. Nie chcę niszczyć relacji między nami, ale dzięki mojej pracy… To trudne.- Możesz ją wziąć- tata powiedział o mnie jak o jakiejś rzeczy, co trochę mnie uraziło, w szczególności po tak wzruszającej wypowiedzi mojego brata.- Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałem. To nie jest łatwe zadanie, musisz pilnować nie tylko jej ale też tego całego Jake’a. Nie podoba mi się typek.Przytuliłam się z rodzicami, siostrą, i bez większych wzruszeń wsiadłam do samochodu. Louis zabrał moje walizki i ruszyliśmy. Cieszyłam się, ale moje uczucia są zawsze wyrażane wewnątrz mnie. Wszystko tam ukrywam, najbardziej ból. Jestem bardzo twarda, ale tylko i wyłącznie dzięki temu.- I jak myślisz, jacy są chłopacy?- Jeszcze nigdy ich nie widziałam idioto, ale czuję, że są spokojni jak ty- ten wybuchł śmiechem, po czym powiedział, że to on przy nich zamienia się w tego „szalonego”.- Jesteś pewna, że tego chcesz?- upewnił się przed drzwiami, dużymi i szklanymi.Przytaknęłam tylko głową i złapałam za klamkę drzwi. Te otworzyły się bez skrzypnięcia i weszłam do budynku, w którym byłam tylko raz, kiedy nie było w nim nic. Był wtedy w trakcie budowy, ale nie spodziewałam się, że mógłby być taki przestrzenny i by służył piątce, a teraz już szóstce ludzi.Nie namyślając się więcej, powiedziałam bratu, że jego dom jest bardzo czysty. On tylko nerwowo powiedział, że jest zbyt czysto i zbyt cicho. Przecież on jest taki spokojny, a teraz patrzył ze zdziwieniem  na wszystkie strony. Zostawiłam go w przedpokoju, rozebrałam moje buty i pobiegłam w głąb domu. Doszłam do kuchni i znalazłam na blacie karteczkę z niedbałym, szybko napisanymJesteśmy w studiu Lou. Masz przechlapane u Paula... i nie otwieraj twojej szafy! Może się źle skończyć!!!
- Nie wiem o co chodzi ale dobra…Weszłam schodami na piętro, dzięki czemu moja już i tak otwarta buzia rozdziawiła się jeszcze bardziej. Ściany były białe ze srebrnymi kreskami, które wyglądały tak magicznie, że nie można tego opisać słowami ani czymkolwiek innym. To trzeba zobaczyć.- Lou, gdzie ja jestem?-krzyknęłam w stronę ogromnych, szklanych schodów. Ten idiota odpowiedział mi, jakbym nie wiedziała, że jestem w jego willi. Chodziłam z pokoju do pokoju, gdy nagle zatrzymałam się przy pokoju... dla dziecka. Tak, dla małej istotki, która musiała by należeć do jednej z piątki moich współlokatorów.
- Nie wchodź tutaj. Ten pokój miał być dla Darcy...- usłyszałam za sobą.
- Kogo?

- Mój największy przyjaciel, Harry, który ze mną pracuje, miał dziewczynę. Miała na imię Cherr. Kochali się mocno, a skutkiem tego stał się apetyt Cho, bo tak ją nazywaliśmy, oraz... rosnący coraz szybciej brzuch koleżanki. Była w drugim miesiącu ciąży, a tylko ona wiedziała, jaką płeć ma dziecko, ale Hazza powiedział, że to musi być dziewczynka, i nadał jej imię Darcy...- tu spochmurniał, a jego twarz nabrała smutnego wyrazu.- Niestety, ich szczęście nie trwało długo. Cherr zginęła w wypadku, jadąc na kolację z Harrym, gdzie ten miał się jej oświadczyć...
- Kiedy się... to stało?- załamanym głosem spytałam brata, który najwyraźniej był zakłopotany i co gorsza "wygasły".
- Pół roku temu... Coś przy tym. A biedny Harry do dzisiaj trzyma pierścionek zaręczynowy, i nadal nie wie, czy to był chłopczyk czy dziewczynka. Do dzisiaj się nie przyzwyczaił do tego, że w tym domu nie ma kobiety... Dlatego między innymi jesteś tutaj.
Zamilkłam. Nie odzywałam się na tyle długo, by sytuacja się trochę rozluźniła.
- Ej, a powiedziałam ci już, że ktoś zostawił ci liścik?- podałam mu karteczkę, a ten zaniepokojony pobiegł do swojego pokoju. Z góry usłyszałam tylko jego krzyk i wołanie o pomoc.
Znalazłam go... przy otwartej szafie, z której nadal wylatywały ciuchy, jedzenie, talerze, książki, płyty... gumowe kaczuszki i Bóg wie co jeszcze. Wszystko to znajdowało się na nim. Tak, a gumowa kaczuszka perfidnie na jego głowie.
- Mówiłem im, że mają posprzątać, a nie wrzucić wszystko do mnie!
Wygrzebałam go z bałaganu i podałam karteczkę zaadresowaną do niego. Powiedział, że to pismo Zayna, i że mogę mu szykować grób... Nie wiem czemu, ale tak powiedział. Potem dorzucił szybko jeszcze, że mój pokój jest przy pokoju Liama, i ubierając szybko swoje już trochę wychodzone Vansy, zabrał klucze do samochodu, wyjechał z niemałego parkingu i krzyknął, że nie mam wychodzić z domu.
Zamknęłam szczelnie drzwi, wróciłam na górę i popatrzyłam na zawalony wszystkim pokój chłopaka. To będzie kawał roboty, ale przynajmniej będę miała się czym zająć...
*dwie godziny później*
-Jeszcze tylko talerze i koniec- powiedziałam sama do siebie, z myślą, że to mi przyniesie szczęście i satysfakcję.
Pobiegłam już chyba dzisiaj po raz tysięczny na górę i pozbierałam każde naczynie, jakie się tam znajdowało. Zeszłam z nimi na dół i wsadziłam je do zmywarki. Sprawdziłam, czy w pokoju jeszcze czegoś nie ma... Wystarczyło jeszcze tylko poodkurzać i pokój Lou będzie lśnił czystością.
Udałam się w stronę pralni. Znalazłam niebieskie urządzenie, o którym istnieniu chłopaki chyba nie wiedzieli- odkurzacz.
Zrobiłam co trzeba, odłożyłam wszystko na miejsce i nareszcie usiadłam. Nie wiedziałam, że siedzenie może być takim odprężającym zajęciem.
Mówiłam już, że kocham jeść?
Otwarłam lodówkę- była cała zapełniona, a na jej wierzchu, nie wiadomo po co, była na jej karteczka "Niall ma szlaban na czekoladę- Paul"...
Nudząc się, z niewiadomych powodów wyjęłam składniki potrzebne na jajecznicę. Ale nie same jajka, tylko jeszcze boczek, cebulka, porządne przyprawy, do tego małe pomidorki koktajlowe, którymi później udekorowałam mój obiad. Zostało jeszcze trochę, dlatego "przesypałam" resztki na osobny talerz, dałam tam jeszcze kilka pomidorków, a patelnię i mój talerz dałam do zapchanej zmywarki. Włączyłam ją i poszukałam swojej sypialni.

Po raz pierwszy weszłam do nowego pokoju. Wzorowali się na tym, co kocham, i dzięki temu te pomieszczenie było takie wyjątkowe. Przy oknie na ścianie przywieszona była gitara. Kiedyś grałam, i to dość długo. Skończyłam z tym rok temu, ale chyba powrócę. z niewiadomych powodów w środku było jeszcze dwoje drzwi. Tak, dwoje.
Otwierając pierwsze, zobaczyłam wcale nie małą łazienkę z szklanym prysznicem. Dotknęłam mięciutkich ręczniczków wiszących przy umywalce. Znajdowała się tam również nieźle wyposażona toaletka. Oj, widzę, że Lou chce mnie trochę rozpieścić.
Zapaliłam światło w drugim pokoiku, a tam znalazłam raj każdej dziewczyny. Z jednej strony szafa, a z drugiej buty. "Do wyboru, do koloru". Na szczęście w szafie znalazło się jeszcze trochę miejsca, by powkładać tam trzy torby z moimi ciuchami z domu.
Włączyłam duży, znajdujący się na ścianie telewizor, i skacząc po kanałach znalazłam jakiś film. Niezbyt ciekawy, francuski film o przygodach zaginionej broszki.
Po niecałych piętnastu minutach poczułam, że powoli odpływam w krainę Morfeusza, i że nie poznam dalszych losów złotej ozdoby.
*godzinę później*
Powoli i leniwo otwarłam oczy. Nade mną stało "stado" samców. Dookoła mnie było czworo chłopaków, jednym z nich był mój brat. Wstałam niechętnie, a Lou przedstawił mnie chłopakom. Wtedy z dołu dobiegł jakiś głos, inaczej akcentowany...
- Jak dla mnie, (t.i.) może tu zostać- powiedział pewien blondyn, który przyszedł tutaj z talerzykiem jajecznicy. Na jego widok wszyscy wybuchli śmiechem.
- Dobrze się zbijało bąki?- spytał jeden z nich- lokowaty Harry. Ja odpowiedziałam tylko, że mają zobaczyć pokój Louisa.
Usłyszałam wrzaski podziwu. Jednak jeden z nich nie wiedział nawet o tym, że w tym pokoju jest dywan i pytał się mnie, gdzie go kupiłam i kiedy na to miałam czas.
W nagrodę obiecali mi, że znajdą dzisiaj czas dla mnie. Zaczynam się bać, co oni przygotują...
W pokoju wraz ze mną zostali Liam i Zayn. Mam pamięć do imion.
- Mam takie pytanie... Bo Louis powiedział ci o...- spytał się mnie Li.
- Tak, wiem o Harrym. Znam jego przeszłość.
- To dobrze, ale najlepiej nic o tym nie mówić. Czy chciałabyś, żebyśmy wyszli?
- Nie sprawiacie mi tutaj kłopotu, ale pozwólcie mi, że popatrzę na swoje nowe ubrania, które zafundowaliście mi nie wiem po co, ale niezmiernie się cieszę.
Wyszli z pokoju, ale ja nadal czułam na sobie kogoś wzrok.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam kryjącego się za drzwiami jednego z nich, ale nie wiedziałam kogo. Chciałam się spytać "ktosia", czy coś chciał, ale on zatrzasnął szybko drzwi i zostałam sama w wielkim pokoju.
***
I jak? Oceńcie, i powiedzcie, co może się wydarzyć dalej, bo jakoś nie mam weny twórczej. Znowu się na mnie zawiedziecie...
Aha, i zrobimy mały szantaż... Jeśli pod tym postem pojawią się 2 komentarze, to dopiero wtedy dodamy coś nowego.
Laurel xoxo

czwartek, 6 lutego 2014

This Is Us czyli To My rozdział 1

~~~~~~~~~~Rose~~~~~~~~~~
O matko! Już dzisiaj wylatuje z Elizabeth do Londynu na studia. Jestem pełna pozytywnej energii. Obie byłyśmy spakowane od około trzech tygodni bo jak się dowiedziałyśmy, że się dostałyśmy zaczęłyśmy się pakować. Wylot mamy za trzy godziny. Eli siedzi obok mnie w kuchni i je śniadanie. Ja nie dam rady nic jeść co jest dziwne bo ja ZAWSZE jestem głodna.
-Eli jedz szybciej bo musimy już jechać. Chyba że chcesz żeby nasza szansa na studia przepadła.
-Ok już idziemy.
-Jesteście gotowe dziewczynki-zapytała moja mama, która wiozła nas na lotnisko.
-Tak mamo. Już możemy jechać.
Wsiadłyśmy do samochodu i moja mama ruszyła. Eli dzisiaj nocowała u mnie więc nie musiałyśmy jechać do jej domu po żadne rzeczy ani żeby się pożegnała z rodzicami bo zrobiła to wczoraj. Gdy dotarłyśmy do lotniska zostało nam około 2 godziny do wylotu. Pożegnałam się z mamą i poszłyśmy pod wejście do samolotu. Siedziałyśmy w samolocie i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Zrobiłam się trochę śpiąca więc włożyłam słuchawki do uszu i zapadłam w głęboki sen.
-ROSE! WSTAWAJ ZARAZ SIĘ ROZBIJEMY!!
Wstałam jak oparzona i rozglądałam się w boki. Moja przyjaciółka zwijała się ze śmiechu na fotelu obok.
-Eli!! To nie było śmieszne-spojrzałam na nią i sama zaczęłam się śmiać.
-Hahaha... Szkoda... Że... Nie... Widziałaś... Swojej... Miny-nie dała rady mówić bo tak się śmiała.
Przestała dopiero jak z głośników wydobył się charakterystyczny dźwięk rozpoczynający informacje od pilota lub stewardess "Drodzy pasażerowie proszę o zapięcie pasów za chwilę lądujemy." Zapięłam pasy i czekałam na wylądowanie. Gdy już mogłyśmy wysiąść Eli poszła po bagaże a ja stanęłam w miejscu i powiedziałam po polsku.
-Czuje, że tu spełnię swoje marzenia-i pobiegłam za przyjaciółką.
Wzięłam walizki i poszłyśmy po taksówkę. Przed lotniskiem było ich kilka ale zobaczyłyśmy jedną z boku a obok niej stał starszy pan. Ponieważ mamy miękkie serca podeszłyśmy właśnie do niego. Staruszek spojrzał na nas smutno. Widać było że mu przykro że nikt nie jeździ z nim.
-Przepraszam. Chciałybyśmy dojechać pod ten adres-podałam panu kartkę z adresem naszego akademika.
-Och Zapraszam panie do mojego wozu-powiedział zachrypniętym głosem ale już lekko uśmiechnięty.
Włożyłyśmy walizki do bagażnika i usiadłyśmy na tylnych siedzeniach. Przez całą drogę do akademika rozmawiałyśmy z kierowcą który przedstawił się jako Roberto. Były miło i wesoły jednak musiałyśmy już wysiadać.
-Mam do ciebie prośbę Roberto.
-Zamieniam się w słuch.
-Dasz nam numer żeby po ciebie zadzwonić jakbyśmy chciały gdzieś pojechać.
-Oczywiście madame-ukłonił się lekko i trzęsącą się ręką zapisał numer w moim zeszyciku.
Pożegnałyśmy się z towarzyszem i poszłyśmy do budynku.

Pytanie

Czy mam dodać niedokończonego imagina? WAŻNE! Bo nie wiem czy nie napisać całego, czy dać połowę.
Proszę, pozostaw po sobie ślad i skomentuj to.
Laurel xoxo

sobota, 1 lutego 2014

Najlepszego Harry!

Kilka fotek z jego dzieciństwa...


A teraz pojedziemy trochę dalej...
I jeszcze trochę...

Teraz go trochę zakręcimy...
To właśnie wtedy go poznaliśmy...
Ale nie sądziliśmy, że z słodkiego solisty wyjdzie coś takiego...
A z roku na rok się tak szybko zmieniali...
2011
2011
W 2012 byli nie do poznania...
Nastał 2013... I TMH...
Wydali OWOA...
Później BSE...
Później SOML...
A teraz, dosłownie przed chwilą, MM...
A dzisiaj... Cóż, dzisiaj już nie ma żadnego nastolatka w One Direction...
Tak, to on...
Te cztery lata spędzone z Nim minęły jak jeden dzień.
Laurel xoxo